Minął równy miesiąc od naszej ostatniej wizyty w Popradzkim Schronisku. Wówczas załapaliśmy się na nocleg fuksem, ledwo znajdując wolny kawałek podłogi. Dzisiaj jest zgoła inaczej. Ludzi garstka i bez problemu dostajemy miejsca w pokoju.
Mimo wygodnego łóżka z miekką poduszką i czystą pościelą nie mogę zmrużyć oka. A ostatnim razem w korytarzu na podłodze spałam jak suseł. Jednak cel, który sobie obraliśmy nie pozwala mi spokojnie zasnąć i nie chce wyjść mi z głowy. Cały czas mam przed oczami zdjęcia i filmiki z przejścia ostrej jak brzytwa wschodniej grani Żabiego Konia.
Poniedziałek
Cały wczorajszy wieczór przekonywałam Grześka, że nie ma sensu wstawać zbyt wcześnie. Ale ten się uparł i budzi mnie przed 5. Próbuję dosypiać ale on nie daje mi spokoju. I tak nie pośpię więc w końcu wstaję. Jemy śniadanie i wyruszamy.
Na zewnątrz jeszcze ciemno. A na myśl ostatnich wydarzeń z niedźwiedziem w roli głównej i tego, że w tych ciemnościach pójdziemy lasem, przechodzą mnie dreszcze. Grzesiek pociesza mnie, że one teraz śpią i nie buszują po nocach, a do tego są niemal ślepe, ale nic mi to nie pomaga. W końcu rzuca szorstko: Nie panikuj!
Leśny fragment pokonujemy bardzo szybko i nareszcie robi się widno. Teraz pniemy się zakosami czerwonego szlaku prowadzącego na Rysy. Wiem, że miśki nie ograniczają się w penetracji terenu do zalesionych dolin czy polan usłanych borowiną, jednak oddycham z ulgą.
Po około godzinie marszu dostajemy sie na próg Żabiej Doliny Mięguszowieckiej. W końcu wyłania się nasz cel, a właściwie jego zarys bo wszystko jest jeszcze w cieniu. Słońce już wzeszło i narazie oświetla tylko Grań Baszt.
Żabia Dolina Mięguszowiecka
Żabi Koń
Oświetlona Grań Baszt góruje nad Żabimi Stawami Mięguszowieckimi
Przemieszczamy się wgłąb doliny aż dochodzimy do kolejnych zakosów. Pniemy się nimi do góry po czym odbijamy w lewo na wyraźną ścieżkę. Mamy okazję zobaczyć osławione już w internecie schody na Rysy. Darujemy sobie oglądanie ich z bliska i ciśniemy w swoją stronę.
Dziką ścieżkę, która co rusz ginie w trawie czy piargu, wyznaczają rzadko występujące kopczyki. Na szczęście nie jest to problem, bo ogólnie teren ten jest łatwy technicznie i orientacyjnie. Cel mamy cały czas na oku.
Żabi Koń jest jeszcze zacieniony postanawiamy więc przeczekać i dać słońcu szansę by ogrzało skałę. Usadawiamy się na wielkich głazach i jemy drugie śniadanie.
Kiedy słońce "styka" się z wierzchołkiem Żabiego Konia mocny błysk zwraca naszą uwagę. Światło odbiło się od puszki szczytowej - Koń puszcza nam oko, to znak, że nas zaprasza :)
Żabia Turnia Mięguszowiecka i Żabi Koń już w słońcu
Z łatwego terenu przechodzimy na stromsze ścianki, którymi dostajemy się do wylotu stromej rynny. Jest ona wyceniana na I+/II-. Chwilę zastanawiamy się czy wyciągać już linę ale patrząc na dobre urzeźbienie terenu ciśniemy na żywca.
Ogólnie idzie się dobrze ale zastajemy jedno czujne miejsce. Myślę, że lina dodałaby tu dużo do psychy ale nie jest niezbędna. Sprawna osoba przy suchej skale da sobie radę.
Rynna wyprowadzająca na grań Rysów
Po kilku minutach wspinaczki rynną wydostajemy się na trawiasty taras. Tutaj jest łatwo. Idziemy kilkanaście metrów po dobrze wydeptanej ścieżce i kierujemy się na zachód.
Na tarasie po wyjściu z rynny - w dali Grań Baszt
Po chwili skręcamy mocno w prawo i naszym oczom ukazuje się skalny Koń. Wooow!
Żabi Koń widziany z trawiastego tarasu poniżej zachodniej grani Rysów
Po kilku krokach wyłonił się również Dolny Koń. Całość nabiera coraz bardziej interesujących kształtów. Serce zaczyna mi mocniej bić. Nie czuję strachu za to dostaję śmiechawko-głupawki. Apogeum takiego stanu osiągnęłam 2 lata temu w drodze na Gerlach od Przełęczy Tetmajera.
Żabi Koń widziany od południa
Idę dalej ale nie widzę Grześka. Wołam na niego lecz słyszę tylko przytłumioną odpowiedź. Spotykamy się kawałek dalej przy stanowisku zjazdowym nad Żabią Przełęczą.
O żesz...! Z tego miejsca Konik jest jeszcze bardziej imponujący! Piękny! I ja mam tam wejść!?
Rozkładamy klamoty i wyciągamy cały szpej. Montujemy go na siebie i powoli przygotowujemy się do zjazdu. Na koniec zjadamy po wielkim kawale czekolady by uzupełnić kalorie. Kolejny posiłek dopiero na szczycie Żabiego Konia, czyli za jakieś 60-70 metrów wyżej.
Wschodnia ostra grań Żabiego Konia
Grześ gotowy do startu
Żabi Koń prawie na wprost
Idę na pierwszy ogień. Mimo emocji, które motały mną jeszcze kilka minut temu jestem już spokojna. Teraz jest czas na skupienie i delektowanie się tą drogą.
Wpinam się w linę i zaczynam 10 metrowy zjazd na Żabią Przełęcz. Krzyczę "Lina wolna" i po chwili zjeżdża Grzesiek.
Zjazd na Żabią Przełęcz
Już na Żabiej Przełęczy, w dole po polskiej stronie Morskie Oko i Czarny Staw pod Rysami
Przypada mi prowadzenie Dolnego Konia. Korzystamy z zastanego na przełęczy stanowiska i Grzesiek zaczyna mnie asekurować. Skały między ścianką a pochyłą płetwą pokonuję bardzo ostrożnie i w pierwszym dogodnym miejscu zakładam przelot.
Próby przejścia choćby fragmentu dolnej płetwy na stojąco spełzają na niczym. Są tacy co tak mogą, ale nie ja. Szczerze mówiąc spodziewałam się, że będzie ona mniej nachylona i zrobię to z palcem w nosie. Taki miałam plan.
Idę trzymając się krawędzi w półzgiętej pozycji z dupą wypiętą do słońca. Tak jest najwygodniej ale nogi a dokładnie łydki napierd... z bólu jak szalone. To nie jest dla nóg/stóp naturalne ułożenie. A inaczej się nie da. No chyba, że okrakiem o_O
Obcasy! O właśnie! Obcasy byłyby tu chyba niezłym rozwiązaniem ;) :-P
Dolny Koń - pierwszy wyciąg
Po kilkunastu minutach (można pokonać ten fragment szybciej ale zdjęcia lanserskie muszą być!) melduję się u stóp 10-cio metrowego uskoku. Robię wpinkę i zastygam wpatrzona w ściankę, którą przyjdzie nam się za chwilę wspinać.
Buduję stanowisko z zastanych tu haków i wybieram nadmiar liny. Rusza Grzesiek. Ciśnie dużo szybciej niż ja (ale ja się delektowałam, jak miałam w zamiarze od samego początku) i po chwili wpina się do stanowiska. On również próbował przejść kawałek na stojąco ale zgodnie stwierdzamy, że nie jest to takie proste jakby mogło się wydawać.
Przed nami drugi wyciąg. Na prowadzenie wychodzi Grzesiek. Szybko podchodzi wyżej i przy próbie przewinięcia się na polską stronę słyszę "Kur..., pier...ony aparat!". Zapominiał go schować i właśnie został przez niego przyblokowany. Nie chce wracać na dół więc musi jakoś pomanewrować.
Kombinuje tam coś jak koń pod górę i w końcu znika mi z pola widzenia. Po chwili słyszę stukanie kamieni. Kurde! Co jest!? Zaniepokojona krzyczę w eter z całych sił czy wszystko w porządku. W tej samej chwili uśmiechnięta twarz wyłania się zza skały i Grzesiek wraca na słowacką stronę. Uff...
Na moje pytanie o wrażenia, słyszę "Spoko" (w sumie bardziej złożonej odpowiedzi się nie spodziewałam).
Chwilę widzimy się wzajemnie po czym Grzesiek ponownie chowa się za skałami. Po haśle "Mam auto" luzuję linę i czekam na swoją kolej.
10-cio metrowy uskok w grani - Grzesiek prowadzi
Zaraz przewinie się na polską stronę
Znika za granią
Pora na mnie. Tego fragmentu obawiam się najbardziej. Początek idzie mi dobrze, sprawnie przechodzę na polską stronę grani i tu mam małą zagwózdkę. Już wiem co tak stukało Grześkowi, rusza się kamień i to akurat ten za który chciałabym się złapać i podciągnąć. No niestety, muszę spróbować inaczej. Jestem niska więc trochę się pocę w tym miejscu ale w końcu wskakuję w swego rodzaju kominek. Tu stoję pewnie, więc pozwalam sobie na fotkę w dół.
Dolny Koń widziany z pierwszego uskoku - po polskiej stronie grani
Teraz muszę przejść znowu na Słowację. Na pierwszy rzut oka wydaje się to niemożliwe ale w praktyce jest tu wystarczająco wygodnych chwytów i robię to bez problemów.
Znowu nawiązuję z Grześkiem kontakt wzrokowy. Radzi mi bym weszła na małą półeczkę z trawkami ale wybieram wariant stricte granią i szybko dochodzę do kolejnego stanowiska.
Z powrotem po stronie słowackiej
Grzesiek na stanowisku przed trzecim wyciagiem
Na grani zaraz po pokonaniu pierwszego uskoku
W dali Niżne Rysy i Rysy
Grzesiek rzuca luźno "Poprowadzisz trzeci wyciąg?". Mam chwilę zawahania, bo poza Dolnym Koniem nie zapisywałam się na więcej, ale co mi tam! Czuję, że dam radę. Biorę to!
Wypinam się ze stanowiska i wychodzę na ostrze grani, by opuścić ją po kilku metrach. Teraz trzymam się jej rękami i stąpam po małych lecz wygodnych stopniach południowej ściany. Kilkanaście metrów pnę się mocno w górę i grań się kładzie. Zakładam kolejny przelot bo przede mną stromsze miejsce.
Próbuję się wbić w tą ściankę ale nie mam się czego chwycić. Wysięgam nogą daleko w lewo ale nie czuję się pewnie w takim układzie nóg i rąk. Wracam na wypłaszczenie. Kurde! Co jest!? Brakuje mi paru centymetrów. Kombinuję tak 2-3 razy na różne sposoby a niecierpliwiący się Grzesiek pogania mnie z dołu bym szła dalej.
"Daj mi spokój!" krzyczę lekko poddenerwowana i w tym samym momencie pokonuję newralgiczne miejsce. Dalej idzie mi jak z płatka i instaluję się na kolejnym stanowisku.
Ostra grań Żabiego Konia - początek trzeciego wyciągu
Rozpoczyna Grzesiek. Szybko pomyka do góry i zatrzymuje się tylko na chwilę pozując do zdjęć. Po chwili jesteśmy razem na kolejnym stanowisku. Trzy wyciągi za nami, pozostał ostatni. Mamy niepowtarzalną dziś okazję strzelić sobie wspólne zdjęcie na grani.
Do wysięgnika montujemy moją lustrzankę. Grzesiek zaproponował taką opcję już w domu, wówczas usłyszał wymowne "Nie ma mowy!". Ostatecznie, po testach nośności i wytrzymałości "kijka" przeprowadzonych nad łóżkiem usłanym kołdrami i poduszkami, zgodziłam się.
Żabi Koń - widok z ostatniego przed szczytem stanowiska
Wspólne foto na grani
Morkie Oko i okolice widziane ze stanowiska - pięknie tam!
Czwarty wyciąg to czysta formalność. Początek wymaga trochę więcej uwagi a dalej to już pozioma i szersza grań wyprowadzająca prosto na szczyt.
Tuż pod szczytem Żabiego Konia - czwarty wyciąg
Zrobiliśmy to! Pyknęliśmy sobie w końcu tego Żabiego Konia, który chodził nam po głowie od ubiegłego roku. I zrobiliśmy to tak jak chcieliśmy. Z premedytacją wybraliśmy poniedziałek po sezonie by nikt nas nie poganiał, abyśmy mogli nacieszyć się tą drogą na maksa (jak widać po forach górskich w weekendy teren ten jest mocno oblegany). Może nie jest to Grań Wideł ale nam dała wiele satysfakcji i radości. Pierwszy raz szliśmy takim terenem więc przy okazji zyskaliśmy nowe doświadczenie.
Na wierzchołku miejsca jest niewiele ale wystarczająco dla dwóch osób, może nawet 4-5. Siadamy tuż przy tabliczce szytowej i wygrzewamy się w słońcu. Jesteśmy strasznie podjarani, że tu jesteśmy. Gdy opadają nam emocje rzucamy się w wir fotografowania.
Żabi Koń - wierzchołek zaopatrzony jest w puszkę szczytową
Wspólne foto na głazie szczytowym
Panorama z Żabiego Konia od Czarnego Mięgusza po Rysy
I od Niżnych Rysów po Patrię
Zbliżenie na Popradzka Kopę - w dole wyraźny słowacki szlak na Rysy
Piękne stawy po polskiej stronie
Zbliżenie na Morkie Oko i Czarny Staw pod Rysami
I na Żabią Grań - tam nas jeszcze nie było
Na koniec wpisujemy się do książki szczytowej, zbieramy plątające się tu i tam rzeczy i przygotowujemy się do zjazdów w okolice Żabiej Przełęczy Wyżniej.
Żabi Koń - wpis do książki szczytowej
Do głazu szczytowego przymocowany jest pęk taśm z karabinkiem ale chcieliśmy zejść do stanowiska znajdującego się kilka metrów niżej na zachodniej grani Żabiego Konia. Jednak nie jest to tak banalne i bezpieczne jak wynikało z niektórych opisów w sieci. Wobec tego wpinamy się do stanu na samej górze i dokonujemy pierwszego około 10-cio metrowego zjazdu.
Pierwszy zjazd ze szczytu
Bez problemu znajdujemy wspomniane wcześniej stanowisko poniżej szczytu i stąd uskuteczniamy kolejny, tym razem ponad 20-to metrowy zjazd. Niezbyt stromy teren przechodzi w litą pionową i lekko przewieszoną scianę, wzdłuż której można trochę przyspieszyć.
Z tego co pamiętam z opisu po tym zjeździe mieliśmy przejść krótką grańką prawie do Żabiej Przełęczy Wyżniej i stamtąd zjechać na ścieżkę. Jednak jesteśmy gdzie indziej i tutaj też jest stanowisko.
Grzesiek jedzie pierwszy i po chwili znika mi z oczu. Czekam na informację o wolnej linie ale trwa długa cisza. Wołam na niego czy wszystko w porządku lecz nie słyszę odpowiedzi. Wołam głośniej, odzywa się ale nie rozumiem co mówi. Czekam dalej.
Po chwili słyszę niewyraźne "Lina wolna!". Wpinam się i zaczynam ostrożnie osuwać się w dół. Jadę i jadę i końca nie widać. Lina idzie w lewo a mnie grawitacja ciągnie w prawo. Grzesiek krzyczy "Ciśnij na lewo bo będzie problem!". Łapię czego się da w ścianie ale część materii wykrusza się, inną zaś mam problem utrzymać. W końcu jakoś z pomocą Grześka, który trzyma linę wydłużoną naszą najdłuższą taśmą, ląduję na poziomym terenie.
Okazało się, że zjazd liczy koło 30 metrów, lądując z lewej strony ściany, a my mamy linę 60. Gdybym się nie utrzymała i wahnęłoby mnie na prawo rzeczywiście mogłoby być ciężko wrócić z powrotem.
Grzesiek miał jeszcze gorzej! Tak to jest jak się robi nieznany wariant zjazdu.
Przygotowanie do kolejnego zjazdu
I w dół...
Ja mam już dość emocji na dzisiaj. Ale jest młoda godzina i Grzesiek proponuje jeszcze Żabią Turnię Mięguszowiecką, która jest stąd łatwo dostępna. Patrzę na nią i się krzywię, no nie chce mi się już. Choć z drugiej strony być tak blisko i nie skorzystać...? No dobra!
Podchodzimy trawkami w kierunku Tylkowej Przełęczy. Warto było tu wejść choćby ze względu na widok na Żabiego Konia. Wygląda stąd zupełnie inaczej ale równie intrygująco jak od tamtej strony.
Żabi Koń od strony zachodniej
Sprawnie pokonujemy pierwszą płytką rynnę i kierujemy się do drugiej. Druga jest głębsza, stromsza i węższa. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że się w niej po prostu nie zmieścimy. Jest ciasno ale spokojnie dochodzimy na Tylkową Przełęcz.
Z jednej strony mamy doskonały widok na zachodnią ścianę Żabiego Konia, z drugiej zaś na górne piętro Żabiej Doliny Mięguszowieckiej z Wyżnim Żabim Stawem Mięguszowieckim i wznoszoącymi się nad nimi szczytami.
Mocno wcięta Tylkowa Przełęcz, po lewej Tylkowa Turnia
W rynnie wyprowadzającej na Tylkową Przełęcz
Żabi Koń i Nizne Rysy - widok z Tylkowej Przełęczy
Widok z Tylkowej Przełęczy na Wołowiec Mięguszowiecki, Granie Baszt, Soliska i Hrubego
Z przełęczy ruszamy na północ trzymając się lewej strony południowego żebra turni. W dole wyłaniają się pozostałe Żabie Stawy. Przyjmują przepiękną barwę i cudownie błyszczą się w słońcu.
Ciśniemy do góry łatwym terenem i w ciągu kilkunastu minut osiągamy szczyt Żabiej Turni Mięguszowieckiej.
Żabia Dolina Mięguszowiecka z uroczymi stawami
Na Żabiej Turni Mięguszowieckiej - za nami Wołowa Turnia i po prawej Mięgusze
Dumni i bladzi! :D
No nie chciało mi się ale warto było tu przyjść, tym bardziej, że zajęło nam to spod Żabiego Knia około 20 minut. Widoki w około są szersze niż z Konika i chyba piękniejsze.
Od lewej: Rysy, Wysoka, Popradzka Kopa, na dalszym planie Gerlach i Kończysta
Uwielbiam fotografować stawy, to chyba widać (?) i planuję utworzenie na blogu jakiejś specjalnej galerii z nimi. Ale dopiero wówczas gdy uporam się z zaległymi relacjami.
Panorama z Żabiej Turni Mięguszowieckiej - od Wołowej Turni po Rysy
Stąd jeszcze lepszy widok na Morskie Oko i okolice
Wody lazur zachwyca - uwielbiam ten widok
Panorama w kierunku Słowacji
Popradzka Kopa i Żabie Stawy Mięguszowieckie
Wielki i Mały Żabi Staw Mięguszowiecki widziane z Żabiej Turni Mięguszowieckiej
Podobnie jak na Żabim Koniu nie spotykamy tutaj nikogo. Zajmujemy cały szczyt i wysypujemy wszystko z plecaków. Pora zrobić porządek i pochować rzeczy, które nie będa już potrzebne.
Spędzamy tu około pół godziny po czym ruszamy granią w stronę Wołowej Turni. Oj poszłoby się dalej, aż po Hińczową Przechybę, gdzie zaczynaliśmy jakiś czas temu drogę na Hińczową Turnię i Czarnego Mięgusza, ale czas nie jest z gumy a jutro wtorek i trzeba wrócić do pracy.
Po kilkudziesięciu metrach opuszczamy grań i kierujemy się w dół. Nie będę się tu rozpisywać o zejściu bo szału nie ma. Ogólnie jest łatwo, miejscami krucho i jak zawsze się dłuży. Mijamy rejon Wyżniego Żabiego Stawu Mięguszowieckiego i po trawkach szybko zbiegamy na dno doliny.
Dalsza część Wołowego Grzbietu - dziś tamtędy nie pójdziemy
Tylkowa Przełęcz od zachodu wraz z sąsiadującą Tylkową Turnią
Żabie Stawy coraz bliżej
Nad Wielki Stawem wyjadamy resztki jedzenia i załapujemy się na ładny widok w kierunku Żabiego Konia, który pławi się w ostatnich promieniach słońca.
Widok na nasze zdobycze znad Wielkiego Żabiego Stawu Mięguszowieckiego
Żabi Koń
Myślałam, że końska graniówka będzie trudniejsza. Mimo iż jestem odporna na ekspozycję bałam się tych pionowch ścian. Jednak nie są one tak przerażające jak opisują w internecie niektórzy zdobywcy.
Z przyjemnością poszłabym tam jeszcze raz. Może kiedyś... może zimą... ;-P
Topo całej trasy i samego Żabiego Konia (kliknij by zobaczyć większe zdjęcie).
Trasa:
Szczyrbskie Jezioro Popradzkie Jezioro 1494 m Rozstaje nad Żabim Potokiem 1620 m Żabia Przełęcz 2225 m - Żabi Koń 2291 m - Żabia Przełęcz Wyżnia 2272 m - Tylkowa Przełęcz - Żabia Turnia Mięguszowiecka 2336 m Popradzkie Jezioro Szczyrbskie Jezioro