Nie byliśmy w Tatrach od pół roku. Tego dawno nie grali... Po tym jak urwaliśmy się we wrześniu na Żabiego Konia życie zawodowe wchłonęło mnie na maksa. Praca po godzinach i w weekendy musiały się kiedyś odbić na zdrowiu. Potem miesiące odchorowywania i zrobiła się wiosna. Tatrzańska zima zaczęła odchodzić do historii.
Mamy początek kwietnia i ostatni dzwonek by skorzystać z zimowych warunków. W takim śniegu fajnie chodzi się żlebami. Za dużo myśleć nie musimy bo wypad na Kozią Turnię czeka na realizację od kilku miesięcy. Ale są jeszcze krokusy!
Czytam fora i już się boję co będzie się działo w Dolinie Chochołowskiej w ten weekend. Do tego TPN odradza poruszanie się po dolinie rowerem, czyli nasz pomysł by szybko zaliczyć krokusy w Chochołowskiej pali na panewce.
Tak czy siak w góry jedziemy.
Po drodze wpadamy na pewien pomysł. Olewamy chochołowskie krokusy i zajeżdżamy do Zębu. Parkujmy w miejscu z widokiem na góry i świecące Zakopane. Strzelam kilka zdjęć i idziemy spać.
Zakopane nocą - widok z pasma Gubałówki
Sobota
Budzimy się koło 6:00. Z nadzieją na ciekawy wschód słońca wygrzebuję się z ciepłego śpiwora i ruszam na polanę z całym moim sprzętem. Niestety szału nie ma. Chwilę fotografuję po czym zbieram zabawki i wracam do auta.
Zakopane i Tatry o wschodzie słońca
Jedziemy do Kościeliska. Tu też gdzieś są krokusy a na pewno nie będzie takiej rzeźni jaka zapowiada się w dolinach. Parkujemy i po śniadaniu ruszamy na jakąś polanę.
Krokusów nie ma tak wiele jak w Chochołowskiej czy na Kalatówkach za to jest spokój i piękne widoki na Tatry. Grzesiek się opala a ja robię zdjęcia. W tle słychać tylko śpiew ptaków i powiewa lekki wietrzyk. Nic nam więcej nie potrzeba...
Giewont i Czerwone Wierchy górują nad Kościeliskiem
Krokusy
Po około 2 godzinach opuszczamy uroczą miejscówkę i kierujemy się do centrum Kościeliska. A po drodze czeka nas mała niespodzianka - polana z krokusami :)
Bez zastanowienia biorę sprzęt i idę zrobić jeszcze kilka zdjęć.
Krokusowa łąka - w dali między innymi Giewont
Teraz już całkiem usatysfakcjonowana w temacie krokusów mogę jechać dalej.
Chcemy dostać się na Słowację. Mijamy Zakopane i ruszamy w stronę Nowego Targu. Po chwili blokuje nas korek długi chyba na kilka kilometrów. Tym samym los zmusza nas by jechać przez Gliczarów Górny.
Początek drogi nie zachęca by nią podążać, jest tu wąsko i straszne zadupie ale gdy zdobywamy wysokość i w dali wyłaniają się Tatry totalnie zmieniamy zdanie. Widoki są zachwycające, napewno przyjedziemy tu jeszcze nie raz.
Widok na Tatry z Gliczarowa Górnego
To był trafiony ruch, że zrezygnowaliśmy z krokusowego szaleństwa. Nasyceni pięknymi panoramami Tatr suniemy na Słowację. Parkujemy w Białej Wodzie i ruszamy żółtym szlakiem w stronę Zielonego Stawu Kieżmarskiego.
Do pewnego momentu szlak jest suchy i trochę żałujemy, że nie jedziemy na rowerach ale dalej są konkretne oblodzenia a czym bliżej gór coraz więcej mokrego śniegu.
Łomnica i Kieżmarskie Szczyty - musimy dotrzeć aż za nie
Zaczynają się oblodzenia na szlaku
W końcu las staje się rzadszy i widać góry. Od razu idzie się lepiej mimo iż przed nami nadal ponad godzina marszu.
W pewnym momencie mijamy się z dziewczyną i chłopakiem. Mówimy sobie "cześć" po czym dostaję olśnienia, że znam tą twarz. Bez zastanowienia pytam czy są z bloga My Way to Heaven. Okazuje się, że to właśnie oni, Agata i Bartek. Agatę znam z internetu, a nawet umawiałam się z nią w ubiegłym roku na pierwsze spotkanie bloGÓRsfery. To nie doszło jednak do skutku. Jak widać wszystko ma swój czas i udało nam się poznać osobiście w innych okolicznościach.
Oni wracają z gór, my właśnie tam podążamy. Rozmawiamy o tym przez chwilę po czym rozchodzimy się w przeciwnych kierunkach. Takie spotkania są bardzo miłe. A pisane pod postami innych górołazów "do zobaczenia na szlaku" nabiera większago znaczenia.
Śnieżna breja na trasie
Jatki - fragment wschodniej części grani Tatr Bielskich
Wędrujemy dalej męcząc się w koszmarnym śniegu. Kiedy na horyzoncie wyłania się schronisko dostajemy przypływu sił i przyspieszamy by jak najprędzej napić się piwka.
Ośnieżone szczyty cieszą oczy :)
W centrum Czarny Szczyt a pod nim schronisko nad Zielonym Stawem Kieżmarskim
Zajmujemy jeden ze stolików na zewnątrz i zamawiamy buchty oraz piwo. A po takiej dawce pyszności pozostaje nam tylko wylegiwanie się w słońcu. Taki jest właśnie plan na to popołudnie. Leżeć i nic nie robić. Po prostu relaks!
Kiedy słońce chowa się za górami meldujemy się w schronisku. Gdy jest już całkiem ciemno wychodzimy porobić nocne zdjęcia. Niebo jest fantastycznie rozgwieżdżone i jest księżyc, dzięki któremu góry są lepiej doświetlone. Efekt końcowy, który oglądam w domu na komputrze, jest lepszy niż się spodziewałam :)
Tatry nocą - rozgwieżdżone niebo nad górami
Niedziela
Pobudka jest jak zwykle o nieludzkiej porze. Dziś w schronisku spało mi sie wyśmienicie tym ciężej jest się podnieść. W końcu się mobilizuję i wychodzimy na szlak.
Ruszamy w ciemnościach ale z minuty na minutę robi się coraz widniej. Śnieg jest twardy i podchodzi się dobrze, w wielu miejscach ciśniemy wprost stromo do góry, niekoniecznie tak jak wiedzie szlak. W końcu osiągamy próg Doliny Jagnięcej. Tu robimy przerwę na śniadanie i czekamy na wschód słońca.
Kiedy mija złota godzina zbieramy się do dalszej drogi.
Słońce wschodzi i świat nabiera barw
Za Grześkiem żleb, którym pójdziemy
Jastrzębia Turnia w słońcu
Zaczynamy podejście szerokim żlebem, który wyprowadzi nas na Skrajną Kozią Szczerbinę. Staramy się iść cały czas po śniegu i wykorzystać to, że jesteśmy w cieniu i jest jeszcze beton.
W dali Kieżmarskie Szczyty, Łomnica i Durne Szczyty
W żlebie
Po około godzinie wspinania się żlebem stajemy na Koziej Szczerbinie. Widoki robią się szersze a po drugiej stronie grani wyłaniają się małe z tej perspektywy Tatry Bielskie.
Widok okolic z Koziej Szczerbiny
Tatry Bielskie, a w dole Dolina Białych Stawów
Kozia Grań jest prawie sucha i nawet bierzemy pod uwagę by iść nią na szczyt jednak mając na uwadze to, że się trochę zasiedzieliśmy wybieramy drogę opisaną w książce.
Grań na Kozia Turnię
Przechodzimy na północną stronę grani. Wchodzimy na eksponowany tarasik pokryty śniegiem i przechodzimy nim do szerokiego stromego żlebu opadającego z okolic wierzchołka Koziej Turni.
Tu śnieg jest jeszcze mocnej zmrożony. Są miejsca gdzie nie łatwo wbić raki za to jak się uda to trzymają bardzo dobrze. Wchodzimy do płytkiej rynny i nią wdrapujemy się wyżej na skały. Grześkowi idzie to sprawnie a ja męczę się bo przeszkadza mi zainstalowany na pasie biodrowym aparat fotograficzny.
Trawers po północnej stronie grani
Idziemy do rynny wyprowadzającej na szczyt
W końcu stajemy na szczycie. W około same kolosy z WKT ale mocno zwraca na siebie uwagę szpiczasty wierzchołek Kołowego Szczytu. Durne Szczyty wyglądają zaś najbardziej niedostępnie. I pomysleć, że na Durnego wdrapaliśmy się w styczniu kilka lat temu. To był hardcore dla nieświadomych... ;-)
Na szczycie Koziej Turni
Aby nie wracać tak samo wymyśliliśmy sobie, że dojdziemy granią na Jagnięcy Szczyt. Ale patrząc na naszą potencjalną trasę po prostu nam się nie chce. Jest to opcja na kiedyś ale raczej po suchej skale.
Od lewej: Durne Szczyty, Czarny Szczyt i szpiczasty Kołowy Szczyt
Nowy Wierch, Hawrań, Płaczliwa Skała i Szalony Wierch
Panorama od Kieżmarskiego Szczytu po Jagnięcy
I od Jagnięcego po Fajksową Czubę
Schronisko nd Zielonym Stawem Kieżmarskim widziane z Koziej Turni
Posiedzieliśmy tutaj ponad godzinę, udokumentowaliśmy to serią zdjęć więc możemy wracać. Kierujemy się kilka metrów granią w kierunku północno-zachodnim po czym opuszczamy ją i wracamy do rynny, którą się tutaj dostaliśmy.
O ile wejście w tym zbitym śniegu było ok to zejście już takie nie jest. O schodzeniu przodem możemy zapomnieć, jest za stromo i za twardo. Upadek zakończył by się pewnie długim ślizgiem w Dolinę Białych Stawów.
Poruszamy się zwróceni twarzą do stoku i z impetem wbijamy w śnieg atakujące zęby raków i czekan. Ostrożnie docieramy do mniej nachylonego miejsca i możemy odetchnąć z ulgą. Najtrudniejszy fragment za nami.
Zejście stromą rynną
Nasze ścieżki...
Wracamy na przełączkę i rozpoczynamy zejście żlebem, w którym operuje już słońce. Idzie się zupełnie inaczej. Zapadamy się po kolana, a miejscami nawet po tyłek. Idelany byłby dupozjazd ale w tych warunkach jest to ryzykowne.
Wracamy na Kozią Szczerbinę
I ponownie Kozia Szczerbina - teraz już tylko na dół żlebem
Jagnięca Dolina w śniegu
Dochodzimy na dno doliny i robimy krótką przerwę. Trzeba się rozebrać bo tu niżej jest dużo cieplej. Wiosna pełną gębą. Wyjadamy resztki jedzenia i ruszamy w stronę schroniska.
Nasz żleb a po prawej Kozia Turnia
Nad Zielonym Stawem Kieżmarskim
Schronisko i niedostępna z tej perspektywy Jastrzębia Turnia
Przy schronie siedzimy koło godziny po czym wracamy do cywilizacji z żalem rozstając się z górami.
Fajnie było sobie przypomnieć jak wyglądają Tatry. A dla mnie ważne było sprawdzenie stanu mojej kondycji po takiej przerwie.
Trasa:
Biała Woda Schronisko nad Zielonym Stawem Kieżmarskim Czerwony Staw Kieżmarski -Skrajna Kozia Szczerbina - Kozia Turnia 2111 m