Z cyklu WKT zostały nam jeszcze dwa wspaniałe szczyty, Ganek i Staroleśny. Poczynione już dawno plany zakładały, że na pierwszy ogień pójdzie ten pierwszy. Bradavicę, w naszym odczuciu trudniejszą, chcieliśmy zostawić na długi letni dzień.
Grzesiek od tygodnia śledzi prognozy i cały czas monitoruje sat24. A ponieważ zapowiada się super pogoda zamiast Ganku będzie Staroleśny. Zmiana planów trochę mnie rozstraja i budzi strach przed tą dziwną górą. Doczytuję, oglądam zdjęcia i próbuję przekonać samą siebie, że dam radę.
Trasę "dom-Słowacja" przemierzamy już chyba setny raz. Ta droga wychodzi nam już uszami ale zawsze trochę ją sobie urozmaicamy i mija dosyć szybko. Tu kawka mrożona. Tam lodzik. Na patyku rzecz jasna!
W Tatrzańskiej Polance jesteśmy wczesnym popołudniem. Wskakujemy w górskie obuwie i ruszamy do Doliny Wielickiej.
Gorąco jest dziś nie do zniesienia. Po drodze zahaczamy o każdy nawet najmniejszy kawałek cienia by choć na chwilę uciec przed lejącym się z nieba żarem. Pozostaje mieć nadzieję, że wyżej będzie chłodniej i odetchniemy.
Rozstaje dróg przy Wielickim Moście
Po małym popasie przy Śląskim Domu i powspominaniu naszego przymusowego noclegu w niniejszym hotelu w 2011 roku (notabene full wypas za 32 Euro/os!) idziemy dalej. Omijamy Wielicki Staw i pokonawszy zakosy wchodzimy na łąki Wielickiego Ogrodu.
Jest pięknie. Różnorodność kwiatów, ich kolory i formy zachwycają. W tle szumi Wielicki Potok, po błękitnym niebie płyną białe obłoki... nic tylko się wyłożyć na miękkiej trawce, wąchać kwiatki i leniuchować.
No no! Ale nie tym razem, taką opcję spędzania czasu w górach zostawiam sobie na setne urodziny.
Tymczasem opuszczamy ogrody i skręcamy pod ściany Gerlacha. Idziemy lekko w górę wzdłuż brzegu Długiego Stawu i mijamy piarżysko opadające z potężnego Żlebu Karczmarza. Zatrzymujemy się tutaj na chwilę bo koło niego nie da się przejść obojętnie. To jeden z największych żlebów w Tatrach. Ma około 800 metrów długości a w najstromszym miejscu osiąga nachylenie 65 stopni! Mamy na koncie przejście kilku żlebów ale ten wygląda wyjątkowo przerażająco. Lawiny to tutaj norma, latem kamienne a zimą śnieżne. Wielkość stożka piargów mówi sama za siebie. Trzeba by wykazać się niezłą psychą i kondycją aby dać mu radę.
Wielicka Polana z widokiem na masyw Gerlacha
Okrążamy Wielicki Staw, w dali Śląski Dom
Czym wyżej tym piękniej
Turkusowa woda i zieleń dookoła... bajka!
Ścieżka przez Wielicki Ogród
Po środku Staroleśny Szczyt, a dokładnie dwie jego turnie, Pawłowa i Kwietnikowa oraz wyraźny Kwietnikowy Żleb
Żleb Karczmarza
Napieramy dalej pod górę i po kilkudziesięciu minutach meldujemy się na Polskim Grzebieniu. Z tego miejsca doskonale widać całą Drogę Martina, czyli graniówkę na Gerlach. Przejście tej trasy jest naszym marzeniem i mamy nadzieję, że w niedalekiej przyszłości uda nam się tego dokonać. Byliśmy już na Gerlachu ale dla tej drogi z przyjemnością pójdziemy tam jeszcze raz.
Robi się późno lecz mimo to od strony Doliny Białej Wody cały czas dochodzą pojedyncze osoby. Jak widać amatorów zachodów słońca i wieczornych wędrówek jest całkiem sporo.
W końcu opuszczamy przełęcz i kierujemy się szlakiem w stronę Małej Wysokiej. Początkowy skalisty odcinek pokonujemy z przyjemnością, w ciekawszych miejscach robimy zdjęcia i naginamy dalej po nudnych piargach. Znakowaną ścieżkę opuszczamy tuż pod wierzchołkiem Małej Wysokiej i drogą na przełaj kierujemy się na grań.
Tym sposobem wbijamy się w Drogę Tetmajera, którą dojdziemy aż na Bradavicę.
Dzika Turnia 2373 m n.p.m widziana z Polskiego Grzebienia - piękna i kusząca :)
Skrajnie z lewej wierzchołek Małej Wysokiej
Zmarzły Staw pod Polskim Grzebieniem - mamy lipiec a jego tafla nadal skuta lodem
Ciekawa miejscówka
Schodzimy południowym zboczem Małej Wysokiej i w kilka minut osiągamy Obłazową Przełęcz. Sama przełęcz i jej najbliższe otoczenie poza ładnym widokiem na wschód nie oferuje nam nic nadzwyczajnego. Od razu podchodzimy więc na Baniastą Turnię, gdzie postanawiamy poczekać do zachodu słońca.
Widok z Baniastej na Staroleśny zapiera dech w piersiach. Góra robi wrażenie. A teraz w ciepłym świetle zachodu wygląda wprost magicznie. Jej forma wydaje się mocno zagmatwana i niedostępna ale przy tym kusi właśnie swoją złożonością.
Salwy zachwytów przerywa zbliżająca się postać. Po chwili zauważamy że w naszym kierunku idzie kilka osób. Następuje konsternacja. Mamy chwilę na wymyślenie ewentualnego usprawiedliwienia i zaklinanie rzeczywistości by to nie był ktoś kto może pokrzyżować nam plany.
Po kilku minutach dochodzi do nas 4 osobowa ekipa Słowaków. Dowiadujemy się, że właśnie wracają z Granackiej Ławki. Rozmiawiamy jeszcze chwilę po czym życzymy sobie powodzenia i oni idą w swoją stronę. Uff... :)
Widok z Obłazowej Przełęczy - światło zaczyna malować
Podejście na Baniastą Turnię
Na szczycie Baniastej Turni - w tle Staroleśna, z lewej Sławkowski Szczyt
Coraz piękniej
Poznana na grani ekipa Słowaków schodzi z Małej Wysokiej
Niewątpliwie trwa tak zwana złota godzina. Światło nabiera cieplejszej barwy i pięknie oświetla okoliczne szczyty. Słońce schowało się za Małą Wysoką a ponieważ zapowiada się wyjątkowy zachód słońca z aparatami w rękach czekamy aż wyjdzie.
Wysoka i wtopiony w nią Kaczy Mur, dalej Rysy i Niżne Rysy
Staroleśny płonie!
Niestety wybraliśmy sobie niefortunne miejsce. Słońce zaszło za Małą Wysoką. Mogliśmy o nią zahaczyć, ale już po ptakach.
Zawiedzeni obrotem sytuacji opuszczamy Baniastą Turnię. Jesteśmy już zmęczeni i zmarznięci ale sprytnie skaczemy po kamieniach i ekspresowo lądujemy na Zwalistej Przełęczy.
To miejsce pozostawia wiele do życzenia, ale jest coraz ciemniej i pchanie się dalej byłoby głupotą. Jedynym względnie poziomym terenem jest sama przełęcz. Nie dość, że wieje akurat w tym miejscu to jeszcze zamiast mieć pod dupą miekki dywanik z traw musimy przekimać na kamieniach. Wprost idelanie!
Ale co tam! Najważniejsza jest świetna atmosfera, dobry humor i wizja czekającej nas przygody :) I tego się trzymamy!
Kiedy inni już spią a niektórzy nawet chrapią ja wyruszam na nocne łowy. Po gorącym dniu nastał chłodny wieczór, toteż wygramolenie się z nagrzanego śpiwora nie należy do przyjemności. Jednak noc jest bezchmurna i grzechem byłoby nie porobić nocnych zdjęć.
Robię pare ujęć ale po kilku minutach księżyc wchodzi mi w paradę i utrudnia pracę. Nie ma to jak ciemne noce podczas nowiu kiedy widać najwięcej gwiazd. No cóż... muszę zadowolić się tym co mam.
Dolina Staroleśna nocą
Księżyc wyłania się zza zbocza Zwalistej Turni
Sobota
Wstajemy o wschodzie słońca. Nie spałam prawie całą noc bo ten przeklęty księżyc świecił mi prosto w twarz. Najchętniej wróciłabym pod ciepłą pierzynę.
Mobilizuje mnie wyłaniające się zza Durnych Szczytów słońce i momentalnie stawia do pionu. Dalej jest już z górki, składanie maty, śpiwora i innych rzeczy. W tak zwanym międzyczasie strzelam kilka zdjęć po czym ruszamy na przeciw przygodzie :)
Słoneczko między Durnymi
Gerlach i ja już się opalamy :)
Zwalistą Przełęcz zostawiamy za sobą i zaczynamy podchodzić pod turnię o tej samej nazwie. Cały czas staramy się trzymać ściśle grani i ograniczamy trawersy do koniecznego minimum. Początek a dokładnie pierwsze wzniesienie idzie nam jak z płatka. Potem zaczynają się małe schody. Miejscami musimy pokonać prawie pionowe ścianki lub mocno nachylone płyty. Idziemy bardzo uważnie bo dla swobody ruchów i z powodu zróżnicowanego tempa zrezygnowaliśmy z liny.
Teren jest wyceniony na jeden (I) ale można się trochę powspinać co daje nam wiele radości.
Gdzieś na Drodze Tetmajera
W drodze na Zwalistą Turnię - ciekawy kawałek grani
Dorota w akcji - praktyka wspinaczkowa wskazana
Staroleśna coraz bliżej
Po około 30 minutach przyjemnego hasania zdobywamy szczyt Zwalistej Turni. Mimo zimnego poranka droga mocno nas rozgrzała. Chowamy nadmiar garderoby bo słońce operuje już znacznie mocniej a dalej to dopiero będzie gorąco, przede wszystkim od emocji.
Rozsiadamy się tutaj na dłużej by zjeść w końcu jakieś śniadanie. Poza tym Zwalista to doskonały punkt obserwacyjny. Kopułę szczytową Staroleśnego widać stąd jak na dłoni. Wadą wczesnej pory jest to, że nie jest ona dobrze oświetlona. Ale to nic, niebawem będziemy ją oglądać z bliska i nawet dotykać :)
Na wierzchołku Zwalistej Turni
Grzesiek pozuje :) Foto z tyłu...
... i z przodu
W zejściu ze Zwalistej nie jest już tak różowo. Zwłaszcza w rynnach trzeba się mocno powyginać i trzymać na rękach. Trafiamy na miejsce, które nie puszcza, musimy się wrócić i dość nisko trwersować również niezbyt łatwym terenem. Panowie poradzili sobie tutaj lepiej i już robią rekonesans na Zwodnej Ławce.
My z Dorotą dochodzimy do nich po chwili, akurat w trakcie rozmowy o konieczności arekuracji liną. Zdania są bardzo podzielone, koniec końców po burzliwej dyskusji wysyłamy śmiałka na zwiady.
Po umówionym haśle "Spoko" zaczynamy trawersować ścianę Pawłowej Turni. Skała jest dobrze urzeźbiona ale miejscami krucha, trzeba więc uważać za co się łapie i na co stawia stopy.
Chłopaki na Zowdnej Ławce u stóp Staroleśnej
Sławek sprawdza trudności
Widok z trawersu na Zwalistą Turnię - z tej strony wygląda groźnie
Schodzimy po ściance do Klimkowego Żlebu
Zeszliśmy do żlebu i tym samym pokonaliśmy fragment, którego najbardziej się obawialiśmy. Teraz trzymając się skał po prawej stronie pniemy się w górę.
Sławek jest daleko przed nami w bardzo kruchym terenie. Aż strach iść dalej bo każdy jego krok sprawia, że coś leci na dół. Ustalamy, że pojedynczo będziemy do niego dochodzić i dalej pójdziemy rozważniej.
Idę pierwsza a Dorota z Grześkiem wchodzą na skały i czekają. Staram się tak stąpać by nie wypuszczać kamieni spod nóg, ale się nie da. No kur.. nie da się! Co zrobie krok to coś leci. Tu jest jakaś masakra! Podłoże to luźna materia, która z niczym nie jest związana. Czegość takiego jeszcze w Tatrach nie doświadczyłam.
Po kilku metrach robi się stromiej i muszę pomagać sobie rękami. I tu zaczyna się kolejny dramat. Czego się nie chwycę to się rusza. I nie są to małe 2-3 kilogramowe kamole tylko wielkie głazy, które ledwo siedzą na swoim miejscu.
Postanawiam trochę zaryzykować i idę po wszystkim co wygląda na względnie stabilne, ale nie robię mocnych kroków tylko takie jakby w powietrzu z minimalnym naciskiem na podłoże i szybko odbijam dalej na coś raczej pewnego. Ten odcinek to koszmar!
A jakby coś puściło...? Poleciałabym na dół z hukiem albo w najlepszym wypadku zostałabym poturbowana. Na szczęście cało wychodzę powyżej miejsca gdzie czeka Sławek. Czuję ulgę ale to jeszcze nie koniec...
Teraz rusza Dorota. Próbuje po moich śladach, ale chyba nie przejdzie bo moje kroki jednak poluzowały niektóre kamienie. Mota się chwilę i w końcu ląduje koło nas.
Grzesiek ma o tyle lepszą sytuację, że nie musi się martwić nikim w dole i szybko nagina do góry robiąc trochę przetasowania w kamieniach. Spadające kamole robią straszny łomot co przyprawia nas o dreszcze.
W Klimkowym Żlebie
Po prawej kawałek stabilnej skały
Jako, że jestem na wylocie to zaczynam walkę w drugiej części żlebu. Męczę się podobnie jak wcześniej ale ostatecznie cała i zdrowa staję na Klimkowych Wrótkach. Po chwili dołącza do mnie reszta ekipy.
Rzut z Klimkowych Wrótek na pokonany fragment Klimkowego Żlebu
Odcinek żlebem nie jest długi ale zajął nam sporo czasu i dał popalić. Za to na przełączce wita nas słonko i strzelista Rogata Turnia. Wygodnie usadawiamy się na skałach i zajadając drugie śniadanie pławimy się w cieple. Jest cudownie. Piękna pogoda, wspaniałe miejsce, super towarzystwo. Czego chcieć więcej?
Widok z Klimkowych Wrótek na Rogatą Turnię i Dolinę Sławkowską
Bez pilniczka ani rusz! Złamany paznokieć może uprzykrzyć życie ;)
Po odpoczynku pora atakować wierzchołki. Zostawiamy plecaki na przełęczy i ruszamy w górę. Na pierwszy ogień idzie najwyższa z turni, czyli Klimkowa. Nie ma na niej za wiele miejsca ale ładujemy się tam wszyscy i świrujemy z radości :)
Latamy z aparatami tam i z powrotem, po czym przenosimy się na Turnię Tajbrową gdzie ulokowana jest tabliczka szczytowa. Strzelamy pamiątkowe focie i dokonujemy wpisu do książki.
Z ciekawostek, nazwy Klimkowej i Tajbrowej Turni upamiętniają pierwszych zdobywców szczytu, Klimka Bachledę i Jana Bachledę Tajbra.
Dolina Staroleśna
Od lewej Jaworowe Szczyty, Ostry Szczyt, Mały Lodowy Szczyt a nad nimi Lodowy z Lodową Kopą i Baranie Rogi
Grzesiek na skale między Klimkową a Tajbrową Turnią
Panorama z najwyższej turni Staroleśnego Szczytu (koniecznie kliknij zdjęcie i zobacz większą)
Klimkowa Turnia - najwyższe miejsce w masywie Bradavicy
Na Tajbrowej Turni
Nasza ekipa
Wianek na Tajbrowej Turni - ku pamięci...
Zostawiamy tu po sobie ślad w postaci wpisu :)
W euforycznym nastroju schodzimy z powrotem na wrótka. Na Klimkową i Tajbrową idzie się łatwo i bez żadnych problemów można zaliczyć obydwie. Natomiast dwie pozostałe to już inna para kaloszy.
Zaczynamy od Kwietnikowej. Chwilę zastanawiamy się nad asekuracją ale do góry wspinamy się bez liny. Jednak mamy ją przy sobie bo do końca nie wiemy co zafundują nam te turnie a zwłaszcza Pawłowa, która jest najtrudniejszą z całej czwórki.
Teren, którym wspinamy się na Kwietnikową jest jedynkowy, więc łatwy. Adekwatnie do jej nazwy drogę wyznaczają nam kępy różowych kwiatków Lepnicy bezłodygowej :) Szybko i sprawnie dostajemy się na jej wierzchołek skąd roztacza się niesamowity widok na Śląski Dom i Wielicki Staw.
Zaspakajamy swoją potrzebę bycia tutaj i schodzimy w stronę ostatniego wierzchołka. Poraz drugi tego dnia trawesujemy wschodnią ścianę Pawłowej Turni, tym razem dużo wyżej niż wcześniej. Znajdujemy dogodne miejsce na tejże ścianie i zaczynamy się nią wspinać.
Tutaj jest już trudniej. Bita dwójka (II). Grzesiek wychodzi pierwszy by sprawdzić teren i woła nas do siebie. Dorota idzie zaraz za nim. Usłyszała strzępy słowa "dwójka" i zblokowało ją. Kręci nosem, że tu nie wyjdzie. Ja wiem, że da radę więc jej ściemniam, że jest jedynka tak jak wcześniej i że Grzesiek mówił o czym innym. Tego jej trzeba było bo teraz popyla do góry jak kozica. Za nią ja i Sławek.
Stajemy na wierzchołku Pawłowej i teraz już możemy sobie pogratulować. Bradavica zdobyta! Cała!
Na Kwietnikowej Turni
Widok w dół na Kwietnikowy Żleb
Panorama z Pawłowej Turni
A jednak lina się przyda. Nie będziemy ryzykować zejścia z Pawłowej tym bardziej, że mamy do dyspozycji ring zjazdowy. Sprawdzamy go dokładnie ale siedzi jak trzeba. Testem ostatecznym będzie zjazd najcięższego członka zespołu. Hehe :)
Po tym jak Sławek bezpiecznie dostaje się na półkę poniżej do zjazdu przystępuje reszta. Tu spotykamy przewodnika z klientami. Ustępujemy im miejsca i wracamy w stronę Kwietnikowej Turni i dalej na Klimkowe Wrótka.
Przygotowania do zjazdu z Pawłowej Turni
Wszystkie 4 turnie zdobyte!
Zejście na wrótka z Kwietnikowej Turni
Kiedy już ochłonęliśmy po przeżyciach przyszedł czas na kolejny krok. Powrót.
Kruchym terenem schodzimy na Kwietnikową Przełęcz, rozdzielającą Kwietnikową i Rogatą Turnię. Trochę poniżej siodła znajdujemy pętlę. Rynna jest do przejścia ale czemu nie ułatwić sobie życia? Dzięki temu szybko dostajemy się dużo niżej, gdzie napotykamy kolejną taśmę zamontowaną w skale. Dokonujemy więc drugiego zjazdu tym razem koniecznego ze względu na próg skalny.
Po tym już wiemy, że nie schodzimy normalną drogą zejściową lecz jakimś trudniejszym wariantem. Dalej idziemy na czuja jednak w końcu odnajdujemy ewidentną scieżkę, której trzymamy się do samego końca.
Chłopaki na Kwietnikowej Przełęczy
Przygotowania do drugiego zjazdu
Nareszcie jesteśmy na dole. Rozwalamy nasz majdan z dala od szlaku, ściagamy buciory i wygodnie wykładamy się na trawie. Teraz już na całego możemy cieszyć się z udanej wyprawy.
Z perspektywy zdobywcy Staroleśnego Szczytu mogę napisać, że nie taki diabeł straszny jak go malują. Najcięższym doświadczeniem było podejście megakruchym Klimkowym Żlebem. Ale bez tego fragmentu ta wycieczka nie byłaby taka sama. Mówi się, że "im trudniej tym lepiej" i coś w tym jest.
Ta góra była dla nas wyzwaniem i cieszę się, że je podjęliśmy. Takie chwile dodają życiu smak.
Patrząc na techniczną stronę przedsięwzięcia warto mieć ze sobą linę i osprzęt.
Trasa:
Tatrzańska Polanka Śląski Dom Polski Grzebień Mała Wysoka - Obłazowa Przełęcz - Baniasta Turnia - Zwalista Przełęcz - Zwalista Turnia - Zwodna Ławka - Staroleśny Szczyt (Klimkowa, Tajbrowa, Kwietnikowa, Pawłowa Turnia) - Kwietnikowy Żleb -Wyżni Wielicki Ogród Śląski Dom Tatrzańska Polanka