Podobno do trzech razy sztuka. Mam nadzieję, że to się sprawdzi bo dzisiaj po raz trzeci przymierzamy się do Szatana (drugi raz w tym roku!). Tym razem zabieramy się za niego w czwórkę, więc teoretycznie nie ma z nami szans ;)
Jeszcze w ciemnościach zaczynamy wędrówkę Doliną Młynicką. Szybko docieramy do Wodospadu Skok, a następnie na próg, z którego wodospad opada. Tu robimy krótki popas i mając nasz cel cały czas na oku ruszamy dalej.
Wczorajsze prognozy pogody były bardzo optymistyczne. I rzeczywiście jest ładnie, wkurza nas tylko wielka chmura plątająca się nad szczytami Grani Soliska.
Pokonujemy kolejny próg doliny i kierujemy się pod ściany Szatana. Jakże miło go znowu widzieć :) Ave!
Nasza droga jest ewidentna i prezentuje się stąd całkiem przyjaźnie. Zobaczymy czy czeka nas jakaś niespodzianka. Oby miła :)
Staw nad Skokiem a w dali Tatry Niżne
Mijamy niewielki stożek piargowy i wbijamy się w wyraźną ścieżkę trawersując lekko do góry. Idzie się dobrze, tylko gdzie niegdzie musimy się nieco pogimnastykować co stanowi małe urozmaicenie :)
Tymczasem od Soliska po Hruby szczytów już nie widać. Wielka chmura zrobiła się jeszcze większa. By podnieść morale grupy skupiamy się na widokach w kierunku południowym i urządzamy krótką sesję zdjęciową. Kto wie czy to nie ostatnie pogodne chwile tego dnia... :(
I oto na naszej drodze pojawia się pierwsza trudność. Właściwie dotyczy to głównie Darka, który boryka się z lękiem przed ekspozycją. To miejsce nie wymaga wyjątkowych umiejętności ale trzeba postawić nogę na dość wąskiej półce i trzymając się skały przewinąć się na prawo.
Jak to mówią... "przezorny zawsze ubezpieczony". Tu przydają się pętle wspinaczkowe, które zabraliśmy w razie "W". W końcu Darek daje się przekonać, że ta cienutka "tasiemka" jest bardzo mocna i po chwili ekspresowo pokonuje przeszkodę.
Nareszcie dotarliśmy do żlebu, którym pociskamy do góry na przełączkę pod Szatanem. Miejscami jest dość krucho i kamole wyjeżdżają spod nóg. Na szczęście idziemy tędy do góry a nie w dół.
Dobijamy do przełączki skąd ukazują się nam pierwsze konkretne widoki na górne piętra Doliny Mięguszowieckiej. Wieje mocno więc już tutaj wskakujemy w kurtki. Napływa coraz więcej chmur toteż szybko ruszamy na szczyt by cokolwiek z niego zobaczyć.
Gerlach wygląda dziś bardzo mrocznie!
A na Szatanie jak na zamówienie wychodzi słońce :)
Bajeczna Hińczowa Dolina... nie mogę oderwać wzroku i aparatu od tego miejsca. Mimo zachmurzenia a zapewnie dzięki wiatrowi przejrzystość powietrza jest niewiarygodna. Wszystko w dali jest takie wyraźne i ostre.
Panorama z południowego wierzchołka Szatana - od Koprowego Wierchu po Osterwę
Wielki Hińczowy Staw, poniżej niego Mały Hińczowy Staw oraz Hińczowe "Oczka" :)
Tajemniczy Gerlach znika za chmurami...
... i nad naszymi głowami robi się ciemniej. Ale humory dopisują, szczególnie mnie i Grześkowi bo w końcu za trzecim podejściem weszliśmy na tę szatańską górę.
Na szczycie gościmy tylko my. Rozsiadamy się jak królowie na kamiennych tronach i urządzamy ucztę. Czekolady wszelkiej maści mieszją się z wędzonymi szprotkami... aż strach sie bać jakie będą tego konsekwencje żołądkowe bo głupawkę już złapaliśmy :D
Cała ekipa na Szatanie
Sesja foto trwa w najlepsze ale pasowałoby zaliczyć drugi wierzchołek Szatana. Zostawiamy bety pod tabliczką i tylko z fotomaszynami z garści popylamy zobaczyć drugi "róg".
Siedzimy chwilę na drugim wierzchołku i analizujemy jak można się tutaj wdrapać od Szataniej Przełęczy, co nie udało nam się w marcu. Nie wygląda to za ciekawie ale na pewno lepiej orientacyjnie niż wówczas kiedy wszystko było pod śniegiem. Myślę, że w najbliższym czasie nie będziemy tego sprawdzać ale w dalszej przyszłości nie wykluczone.
Chmury dosłownie wariują. Napływają, odpływają, podnoszą się i znowu opadają. Można oszaleć z tą pogodą. Cholera wie czy się rozpogodzi czy nam niebawem doleje.
Mamy małe wątpliwości co do dalszego wędrowania ale zejść jakoś musimy, najlepiej inną drogą, więc decydujemy, że idziemy granią na południe jak było zaplanowane.
Nasza droga powrotna - grań wygląda kusząco :)
Z daleka wszystko wyglądało na proste jak drut ale pojawiają się miejsca gdzie wejść wejdziemy ale koń wie czy da się z tego łatwo zejść. Tak to jest jak książka z dokładnym opisem czyli "Grań Baszt" Cywińskiego leży na półce w domu. By nie narażać całej grupy Grzesiek zgłasza się na ochotnika i bada teren. W końcu daje nam znak i krzyczy "jest łatwo!"
Od razu odważniej rzucamy się na skałę i jeden po drugim gramolimy się na wzniesienie. Nie jest to może wielkie halo ale takie wspinanie czy jak kto woli scrambling również dostarcza wiele przyjemności :)
W międzyczasie robi się coraz piękniej. Pięknieeeeej!!! Ależ mamy radochę! Chmury dają za wygraną i mocno się przerzadzają odsłaniając błękitne niebo. Jupi!!!
Od lewej Niżne Rysy, na środku Rysy a z prawej Wysoka, a w dole Żabia Dolina z doskonale widocznym szlakiem na Rysy.
Napawamy się widokami i ciśniemy dalej. Schodzimy z górki wprost na Przełęcz nad Czerwonym Żlebem. Ścieżka jest wąska i prowadzi ostrzem grani, wygląda niewinnie ale ostrożności nigdy za wiele.
Grań Soliska, Furkot, Hruby i cała Dolina Młynicka skąpane są już w słońcu. A tak nas na dole straszyło... warto czasem zaryzykować :)
Za mną Pośrednia Baszta gdzie wdrapuje się właśnie grupa, która nas przed chwilą wyprzedziła. Z tej strony wygląda na niedostepną.
A tutaj mamy wylot Czerwonego Żlebu. Strasznie wąsko a ludzie włażą tędy nawet zimą. To musi być ciekawe doświadczenie :)
Na Pośredniaj Baszcie ludzie. Czyli da się tam wejść. Dochodzimy pod jej wierzchołek gdzie przysiadamy na miękkiej zielonej trawce i robimy chwilę odpoczynku ponownie wysyłając Grześka na rozpoznanie terenu. Po chwili słyszymy zadowolony głos "da się wejść, jest łatwo!".
Wejście nie wygląda zachęcająco więc Darek decyduje się zostać. Nic na siłę. My z Dorotą bez zastanowienia wspinamy się po skałach do góry i lądujemy na dużej pochyłej płycie, takim swego rodzaju tarasie. Widoki cud, mód, malina!
Nawet Szatan (ten na środku kadru) wyszedł z mroku :)
Za mną dalsza część Grani Baszt, w dali Mała Baszta i Skrajna Baszta.
Panorama w kierunku północnym...
... i południowym
Nasyceni pięknymi widokami wracamy do Darka. Miejscówkę mamy wymarzoną, urządzamy więc krótką posiadówkę i zapodajemy małe co nie co do brzuszka.
Czas leci a mamy do pokonania jeszcze kawałek drogi. Zbieramy graty i próbujemy przedostać się na przełęcz u wylotu Szerokiego Żlebu, którym planujemy dostać się na szlak w doline. Niestety... wchodzimy w dość trudny teren, prawdopodobnie pomyliliśmy drogi i utknęliśmy w martwym punkcie. Grzesiek znowu próbuje odnaleźć wygodne przejście ale lęk Darka nie daje za wygraną i musimy szukać innego wyjścia z sytuacji.
Wracamy do miejsca gdzie mamy lepszy punkt obserwacyjny po czym schodzimy trochę niżej w poszukiwaniu ścieżki. Tym razem każdy obczaja inną opcję by zaoszczędzić czasu i bezsensownego łażenia tam i z powrotem. I tak mimowolnie schodzimy kilkadziesiąt metrów niżej. Już jesteśmy pewni, że na Przełęcz nad Szerokiem Żlebem nie dotrzemy. Nie pozostaje nam nic innego jak zejście żlebem, w którym się znajdujemy... tylko co nas czeka na dole?
Schodzimy i końca nie widać, chociaż wydaje się, że staw już tak blisko. Z bardziej stabilnej skały włazimy w sypki teren. Masakra! Tutaj dopiero trzeba się skupić a zmęcznie robi swoje.
Nie wiem ile czasu zajęło nam dotarcie do tego miejsca ale mamy już dość. Z kamieni przechodzimy na trawę, po której hasają sobie kozice. Kiedy zdają sobie sprawę z naszej obecności sprawnie przemieszczają się w dół. Ależ by się teraz przydały cztery kopyta i takie umiejetności... No cóż, czcze życzenia.
W pierwszej chwili trawki postrzegliśmy jako zbawienie ale w tak stromym terenie to prawie walka o życie. Łapanie się trawy by ułatwić sobie schodzenie nie jest mądre ale jakoś dajemy radę.
Tym sposobem dochodzimy do końca żlebu, który wieńczy wysoki stromy próg skalny. Teraz już tylko zlecieć stąd na skrzydłach lub usiąść i płakać. A staw tak niedaleko... buuu...
I tutaj na wysokości zadania staje nasz dzielny rycerz Grzegorz. Odważnie wspina się na widoczną po lewej stronie skałę i znika nam z oczu...
Po chwili wyłania się z wielkim lecz nie do końca pewnym uśmiechem i krzyczy "dalej jest łatwo! ale musicie tu wleźć".
No i klops, zawsze jest jakieś "ale"! Jedyna możliwa droga w pierwszej chwili trochę nas przeraża. ALE skoro on dał radę to i my tam jakoś wejdziemy. A dla Darka mamy idelaną motywację: innej drogi nie ma! albo tędy albo tu zostajemy ;) Ciemne chmury, które wróciły na grań znowu zaczęły nas straszyć i mocno zmotywowały do działania. Jeden po drugim z pomocą Grześka sprawnie przedostajemy się do Szerokiego Żlebu.
Do domu jeszcze daleko jednak jesteśmy uratowani! Co za ulga! Wymęczeni ale szczęśliwi mozolnie staczamy się w dolinę.
Ta wycieczka, a zwłaszcza jej koniec to niezła nauczka dla nas wszystkich a za razem cenne doświadczenie. Jak widać jeden "drobny" błąd może sprawić dużo kłopotu. Faktem jest natomiast, że takie perypetie najdłużej się pamięta :)
A może było to zwodzenie przez Szatana...?
Trasa:
Szczyrbskie Jezioro Młynicka Dolina, Staw nad Skokiem 1801 m n.p.m.
Szatan - Przełęcz nad Czerwonym Żlebem 2325 m n.p.m. - Pośrednia Baszta 2374 m n.p.m. - Staw nad Skokiem
Szczyrbskie Jezioro