Mangart ferratą Slovenska pot

Na zakończenie naszego pobytu w Alpach Julijskich jedziemy zdobyć szczyt Mangart, który oglądaliśmy wczoraj ze szczytu Malej Mojstrovki.

Wykorzystujemy możliwość podjechania samochodem na przełęcz Mangartsko sedlo na wysokość ponad 2000 m n.p.m. Kiedy skręcamy z głównej szosy nr 203 na boczną o  nazwie Mangartska cesta zaczynają się emocje. Wąska droga poprowadzona jest efektowymi serpentynami a wyżej przez wykute w skale tunele.

Powoli wznosimy się w górę a wraz z wysokością widoki robią się coraz ładniejsze.

Wyjeżdżamy na przełęcz

W końcu docieramy na miejsce.

Na przełęczy znajduje się darmowy parking, zajmujemy wolne miejsce i szykujemy się do wycieczki.

Na parkingu pod Mangartsko Sedlo

Widoki z parkingu

Zakładamy uprzęże z lonżami i kaski. Ta ferrata nie będzie tak łatwa jak Hanzowa pot. Musimy być gotowi na wszystko.

Ruszamy ścieżką pod zachodnią ścianę Mangartu i dalej przez piargi dochodzimy do początku słoweńskiej via ferraty.

Slovenska pot to jedna z dwóch dróg, którymi można zdobyć Mangart z pobliskiej przełęczy, ta trudniejsza.

Widok z miejsca startu słoweńskiej ferraty

Początek ferraty prowadzi nas do wielkiej skalnej rynny, którą przechodzimy najpierw lewą a następnie prawą stroną. Dalej przez półki i ścianki podchodzimy pod pionowy kominek ubezpieczony stalowymi klamrami.

Trudności na trasie

Wcześniej nie spotkaliśmy na trasie nikogo aż do tego momentu. Akurat w tym parszywym kominie musimy minąć się z osobami schodzącymi z góry. Ciężko mieć do nich pretensje bo teren jest taki, że nie mieli szansy nas zauważyć.

Jest ciężko ale udało się bezpiecznie przejść i wyskrobać się na trawiasto-kamienny taras.

Widoki stąd są przepiękne. Bardzo dobrze widać włoską część Alp Julijskich z najżwyższym Jôf di Montasio 2755 m i jednocześnie drugim szczytem całego pasma.

Widoki z podejścia

W dali Dolina Loška Koritnica

Łatwą ścieżką wznosimy się kawałek w górę aż pod skały. Wchodzimy między głazy i dalej już łatwo na kopulasty wierzchołek Mangartu.

Szczyt zwieńczony jest drewnianym krzyżem. Jest tu bardzo dużo miejsca a widoki ze szczytu wynagradzają nam cały wysiłek.

Wspaniale prezentują się sąsiednie szczyty i okoliczne doliny. Patrzymy na piękny kształt Jalovca i nie możemy przeżyć tego, że nie udało nam się wygospodarować czasu by na niego wejść. Może uda się jak będziemy w Alpach Julijskich kolejnym razem.

Ostatnie skały przed szczytem

Na szczycie Mangartu

Dolina Loška Koritnica

Jôf di Montasio i inne szczyty po włoskiej stronie

Widok na włoską część i parking na przełęczy

Zbliżenie na parking, nasza furka stoi i czeka

W dali z lewej grupa Škrlaticy a po środku najwyższy Triglav, najbliżej Jalovec

Zbliżenie na kopułę Jalovca

Grupa Škrlaticy, poniżej wtopiona w nią Mala i Velika Mojstrovka

Można byłoby tutaj długo siedzieć i zachwycać się tymi górami. Niestety czas na nas.

Opuszczamy wierzchołek i kierujemy się na dużo łatwiejszy szlak po stronie włoskiej - Ferrata italiana. Ta trasa to w przeważającej części zwykła ścieżka. Jest kilka trudniejszych odcinków ale są one dobrze ubezpieczone.

Najbardziej zachwyca nas swego rodzaju taras porośnięty soczyście zieloną trawą. W kontraście z surowymi wapiennymi szczytami w dali wygląda to bardzo pięknie.

Trawiasty taras po stronie włoskiej

Grań w stronę Jalovca wygląda kusząco

Po około godzinie schodzenia docieramy z powrotem na przełęcz.

Słońce zmieniło pozycje i góry w dali wyglądają zupełnie inaczej niż rano kiedy startowaliśmy.

Wracamy z powrotem na Mangartskie Sedlo

 

Kopuła Mangartu widziana z przełęczy

Już prawie na parkingu

Mangart i ścieżka, którą schodziliśmy

Widok z przełęczy na jeziora po stronie włoskiej

No i jesteśmy znowu na parkingu. Teoretycznie od razu moglibyśmy jechać dalej ale nam się nie chce.

Korzystamy z cudownych okoliczności przyrody i robimy mały piknik. Rozkładamy karimatę, stolik, kuchenkę i gotujemy sobie obiad.

Makaron z sosem i konserwą na ciepło smakuje bajecznie. Relaksujemy się i patrząc jak słońce schodzi coraz niżej wspominamy nasze julijskie wojaże. 

Piknik pod Mangartem

Julijskie wieloplany

Z jednej strony chcielibyśmy zostać tutaj na zachód słońca, z drugiej dobrze byłoby zjechać na dół i przemieścić się gdzieś na nocleg. Szkoda tego zachodu ale prognozy na najbliższe godziny nie są optymistyczne. Jazda serpentynami w deszczu i burzy mogła by być niebezpieczna.

Myjemy menażki, przepakowujemy rzeczy w samochodzie i korzystając z tego, że jesteśmy tutaj sami bierzmy coś a la prysznic.

Za radą znajomego zaopatrzyliśmy się w kilka pięciolitrowych baniaków wody oraz miskę. To był trafiony pomysł bo gdziekolwiek nie jesteśmy możemy się odświeżyć po męczącym dniu.

Wsiadamy do samochodu i ostatni raz spoglądamy na białe ściany wielkiej góry. 

Zjeżdżamy stąd. Pokonujemy kolejne serpentyny i pojawia się tunel ale... nie jest przejezdny. Samochód przed nami stoi i czeka. Co jest? Wysiadam i idę do tunelu sprawdzić co się dzieje.

A tam chłodzi się stado baranów i kóz. Nie mamy szans przejechać póki one się nie ruszą.

Zablokowany tunel na trasie

Włoszka, która jedzie przed nami z mężem również wyskakuje z auta. Obydwie zaczynamy krzyczeć i wymachiwać rękami. A zwierzęta jak stały tak stoją i nie widać by w ogóle reagowały na nasze poganianie.

Po chwili do tunelu wjeżdża samochód z piskiem opon. Z auta wyskakuje tutejszy pasterz i głośnymi okrzykami „jucha jucha cha cha eja eja…” zaczyna przeganiać uparte bydło. Wszystko super ale barany idą drogą i nadal nas blokują.

Zagaduję gościa a on uświadamia mi, że musi przejść z nimi kilka serpentyn i potem nas puści. Przez jakiś czas wleczemy się za stadem ale pasterz dotrzymuje słowa, sprowadza bydło na bok i możemy ruszyć w dalszą drogę.

Barany ruszyły

Pasterz zagania je w dół

Kiedy pasterz oddala się barany robią co chcą :D

Zjeżdżamy w dolinę i żegnamy się z Mangartem

Przejeżdżamy do Włoch i kierujemy się na Tarvisio. Następnie wracamy do Słowenii, jedziemy na Kranjską Gorę i dalej w stronę miejscowości Bled.

W międzyczasie pogoda zmienia się diametralnie. Chcemy zobaczyć jezioro Bled i jego otoczenia ale leje jak z cebra i dzisiaj nic z tego nie będzie. Jedziemy więc dalej pod góry aż za Bohnijsko Jezioro mając nadzieję, że schronisko, które wybraliśmy na nocleg będzie czynne.

Przez burzę i ulewny deszcz droga bardzo nam się dłuży ale w końcu docieramy na miejsce. Na szczęście Koča pri Savici jest otwarta. Wykupujemy nocleg i idziemy zjeść coś ciepłego.

Na zewnątrz grzmi i leje a my w bezpiecznym miejscu i pod milutką kołderką kładziemy się spać...

 

Trasa:

Mangartsko Sedlo 2050 m alpejski Slovenska pot alpejski Mangart 2677 m alpejski Ferrata italiana alpejski Mangartsko Sedlo