Ciśnienie na wyjazd w Tatry mamy od kilku tygodni tak duże, że mimo niezbyt pewnej pogody zdecydowaliśmy, że jedziemy. Liczymy się z tym, że możemy przesiedzieć w schronisku ale ta opcja ostatecznie też nam się podoba :) Ważne by się wyrwać od pracy i codziennych obowiązków i ważne, że będziemy w górach, w Tatrach :)
Mimo zapowiadanych na popołudnie burz do schronu idziemy w całkiem ładnej pogodzie. Jednak po pewnym czasie kiedy siedzimy przy obiado-kolacji zaczyna lać jak z cebra. No zajebiście...
Pozostało nam tylko iść spać i liczyć na to, że jutro będzie lepiej. Kiedy przygotowujemy nasze legowiska ktoś zauważa, że zza chmur nieśmiało wyłania się księżyc. I to jest bardzo dobra wiadomość na zakończenie dnia :)
(Gleba w Zbójnickiej stoi za 10 Euro od głowy, do tego można poprosić o materace i koce jeśli nie ma się śpiwora i karimaty)
Niedziela
Jak zwykle Grzesiek wstaje pierwszy i idzie obczaić co dzieje się na zewnątrz. Poza tym, że nad Łomnicą już kopci to niebo usłane jest niewielkimi przyjaznymi obłokami. Wyruszamy.
Kilka minut idziemy szlakiem w stronę Rohatki po czym kierujemy się na Świstowy Grzbiet i rozpoczynamy podejściem na Małą Zbójnicką Bulę. Wejście na nią nie stanowi żadnego problemu technicznego ani orientacyjnego.
Nasza grań w całej okazałości
Na grani - po prawej szpiczasty wierzchołek Świstowego Szczytu
Przybywa chmur, ale kłebią się one głównie między Łomnicą a Sławkowskim i trzymają się słowackiej strony Tatr. Patrząc na północ widać błękitne niebo, jednak jesteśmy jeszcze za nisko by zobaczyć co dzieje się po stronie polskiej.
Póki co idziemy dalej ale mamy na uwadze, iż może zdarzyć się tak, że będziemy musieli zawrócić.
W końcu docieramy do uskoku w grani który stanowi kilkumetrowa ścianka o wycenie I. Plan przewidywał by iść właśnie tędy. Stoimy i rozważamy za i przeciw lecz ze wględu na wszechobecną wilgoć odpuszczamy i kierujemy się lekko w dół na obejście po prawej stronie grani.
Obejście wbrew oczekiwaniom nie jest takie banalne. Niewysuszone po wczorajszych opadach skały miejscami są cholernie śliskie. Idziemy czujnie.
Pokonujemy trawers i naszym oczom ukazuje się skalista rynna. Lepszej drogi wejścia na górę nie widzimy więc ciśniemy tędy. Szybko okazuje się, że kamienie w wielu miejscach są poluzowane i można dostać po głowie od osoby idącej powyżej. Rozdzielamy się, ja z Dorotą ustawiamy się w bezpiecznym miejscu a chłopaki idą dalej. Ruszamy kiedy są już na górze.
Ogólnie wspinanie rynną nie przysparza trudności, jedynie sam koniec jest gorszy ale głównie za sprawą zastanej wilgoci. Przy suchej skale sądzę, że "bułka z masłem". Po wyjściu z niej wyłania się wierzchołek Małego Świstowego Szczytu z charakterystycznym trójnogiem. Jeszcze kilka minut łatwym terenem i jesteśmy na górze. Wybija 7 rano. Fajna pora na szczytowanie :)
Droga na szczyt zajęła nam około 2 godzin z tym, że sporo czasu straciliśmy pod uskokiem a potem na trawersie. Myślę, że w lepszych warukach 1,5 godziny to byłby maks.
Tuż pod szczytem Małego Świstowego
Dolina Staroleśna pod chmurami, ale jest promyk nadziei :)
Cieszymy się, że tu jesteśmy, szkoda tylko, że chmury zasłaniają prawie wszystko w około. Kiedy na chwilę przejaśnia się skaczemy z radości jak dzieci. Od razu robimy foty bo nie wykluczone, że to dziś ostatnie widoki.
Po chwili chmury napływają i robi się tak jak na poniższym zdjęciu. Podstawa chmur jest mniej więcej na naszej wysokości dzięki czemu widzimy to co jest niżej. Wygląda to nawet ciekawie.
Powiewa dość mocno, słońce się schowało i od razu robi się zimno jak cholera. Zasiadamy między głazami poniżej wierzchołka i jemy śniadanie. Jak do pół godziny nic się nie ruszy będzie trzeba wracać.
Po chwili coś zaczyna się dziać. Chmury podnoszą się, wiatr wykonuje swoją robotę i mamy... pogodę! A jakie widoki! Miód dla oczu. Porzucamy żarełko, termosy i wychodzimy na wierzchołek.
Odkrywa się cała dolina a po chwili niektóre z okolicznych szczytów. Piękne widowisko!
Jaworowa Grań cała w słońcu, w dali między chmurami szczyty Tatr Bielskich
Jest nawet chmura w kształcie kuli
W końcu jest szansa na ładną fotkę szczytową. Mobilizujemy się szybko bo z zachodu nadciąga kolejna dawka gęstych chmur, która objęła już okolice Staroleśnego Szczytu.
Na Małym Świstowym Szczycie
Chmury znowu nadciągają
W momencie z pięknej pogody zrobiło się totalne mleko. Teraz nie widać już nic. Wracamy do naszej kryjówki i długo nie wiemy co dalej robić ale ostatecznie decydujemy żeby jeszcze poczekać. Skoro rozpogodziło się raz to może i drugi raz:)
Planem na dziś było przejście granią aż na Dziką Turnię, ale nie zapowiada się by udało się to zrealizować. Jednak skoro już tu jesteśmy fajnie byłoby zaliczyć chociaż wszystkie Świstowe.
Zostawiamy plecaki pod trójnogiem i idziemy na pozostałe dwa wierzchołki Świstowego. Nie widzimy nic prócz tego co w najbliższym otoczeniu, na szczęście teren jest łatwy i droga nie przysparza problemów nawet w takich warunkach. Szybko mykamy przez wierzchołek pośredni i lądujemy na najwyższym.
Jest dobrze bo w dole widać Dolinę Białej Wody a chmury zdają się znowu podnosić. Jednak do pełni szczęścia jeszcze daleko.
Jak na Mnichu ;)
Długo siedzimy w chmurach i ponownie nie wiemy co robić. Przy każdym najmniejszym prześwicie spoglądamy w niebo z nadzieją, że chmury w końcu ustąpią. Najbardziej do powrotu namawia nas Sławek ale ja upieram się by poczekać bo mam przeczucie, że jeszcze będzie pięknie.
Marzniemy w tych chmurach chyba z pół godziny po czym zaczyna dziać się coś wspaniałego. Najpierw odsłania się Gerlach, potem Wysoka, Rysy, Mięgusze i cała polska część Tatr widoczna z tego miejsca. Jeszcze jakiś czas chmury kłebią się po szczytach ale już jest lepiej. Znacznie lepiej! Fotografujemy więc jak szaleni by wykorzystać te warunki na maksa.
Cała ekipa na Wielkim Świstowym Szczycie
Wyłania się grań, którą przeszliśmy tutaj od Małego Świstowego i bardzo dobrze widać tamten wierzchołek.
Nagle chłopaki rzucają hasło, że ktoś siedzi przy naszych plecakach. Najcenniejsze drobiazgi i dokumenty mamy przy sobie ale nie zmiania to faktu, że denerwuje nas ten Ktoś kręcący się przy naszych rzeczach. Oburzamy się z Dorotą, mnie już kusi by krzyknąć na jegomościa ale kątem oka zauważam podśmiechujki naszych towarzyszy.
Wkręcili nas i mają teraz polewkę. Kask położony na Sławka plecaku wygląda z daleka jak biała głowa Ktosia w czarnej kurtce :)
Z lewej Waga, dalej Rysy, Niżne Rysy i w cieniu Mięgusz Wielki
Panorama z najwyższego punktu Świstowego Szczytu
Na chwilę skupiamy się na Dolinie Ciężkiej. Jej nazwa bezpośrednio związana jest ze stromym progiem przez który jest ona ciężko dostępna. Tym bardziej kusi by tam pójść, pokonać ten próg i stanąć nad lazurową taflą Cieżkiego Stawu. Ze stawu zaś wypływa potok, który daje życie Ciężkiej Siklawie, najwyższemu tatrzańskiemu wodospadowi.
Na lodówce mam długą listę tatrzańskich szczytów, o których marzę i na kilka z nich można wejść od Doliny Ciężkiej. Będzie ciężko ale kto powiedział, że ma być łatwo...
Dolina Ciężka i Ciężki Staw
Ponownie wracamy myślami i wzrokiem na granie i szczyty. A widać ich coraz więcej bo zanosi się na to, że chmury podniosą się na dobre. Nie zasłaniają już widoków a na dodatek dodają niebu niesamowitego uroku. Warto było pomarznąć i przeczekać :)
Gerlach z widoczną całą Martinovką
Dolina Litworowa, Kacza i Ciężka ze swoimi stawami oraz górującymi nad nimi szczytami
I z szerszej perspektywy
Pamiątkowe foto na Wielkim Świstowym być musi :)
Robi się cudownie a my mamy kolejny dylemat. Co z Dziką Turnią? Słońce musi troche pooperować aby całkiem wysuszyć nam skałę a my i tak musimy iść pod trójnóg po plecaki. Wracamy więc na najniższy z wierzchołków i tam podejmiemy ostateczną decyzję.
Dzika Turnia czeka...
Ta sama droga we mgle i w słońcu to skrajnie różne odczucia, mimo iż jest łatwa. Teraz kroczy się dużo pewniej i pokonujemy ten odcinek ekspresowo. Od razu wskakujemy na wierzchołek Małego i urządzamy drugą sesję foto, tym razem z pięknymi widokami.
Okolice Pośredniego Świstowego Szczytu
Teraz Dolina Staroleśna i jej otoczenie prezentują się dużo atrakcyjniej :)
Panorama z Małego Świstowego Szczytu
Staroleśna Grań a za nią Gerlachy
Kolejna grań... tą można dojść do Małego Jaworowego
Foty szczytowe
Zbliżenie na Zmarzły Szczyt, Szczyty Żelaznych Wrót oraz Żłobisty
Po burzliwej dyskusji co począć z Dziką Turnią schodzimy. Jestem tym faktem bardzo niepocieszona, bo uważam, że czasowo spokojnie dalibyśmy radę. Mamy liny i cały sprzęt więc teren również nie powinien nas zaskoczyć.
To kolejna grań po tej między Żłobistym a Rumanowym, którą odpuszczamy będąc tak blisko. Szkoda... :(
Dla odmiany wybieramy drogę zejściową do Dzikiej Kotliny. Z Wielkiego Świstowego ta ścieżka była doskonale widoczna. Stanowi ona najłatwiejszą drogę wejściową na ten szczyt.
Do dna doliny idziemy wydeptaną wśród piargów wspomnianą sciężką a następnie wchodzimy na ogromny płat śniegu, którym w szybkim tempie trochę idąc, trochę zjeżdząjąc na butach dobijamy do niebieskiego szlaku.
Po drodze naszą uwagę nieprzerwanie przykuwa Klimkowy Żleb, którym w zeszłoroczne lato wdrapywaliśmy się na Staroleśny Szczyt. Z tej perspektywy doskonale widać jego stromiznę i chyba nie ma szans by wejść nim na górę od samego dołu. No w każdym razie byłby to nie lada wyczyn.
Wędrujemy dalej w stronę schroniska zostawiając za plecami Dziką Turnię i Świstowy. Pogoda wyklarowała się na całego i trochę żal tej Turni ale staramy się skupić na pozytywnych aspektach dzisiejszego dnia.
Dopiero teraz uświadamiamy sobie, że na Świstowych spędziliśmy ponad 4 godziny. Szok! Gdyby nie robiące nas w wała chmury w tym czasie spokojnie doszlibyśmy na Dziką tam i z powrotem chyba ze dwa razy :)
Pogodziliśmy się z losem a nasze myślą krążą już koło kufla z zimnym piwkiem. Kiedy dochodzimy pod Zbójnicką Chatę rozkładamy się na jednej z pobliskich ławek i zaspakajamy swoje pragnienie. Błogo wygrzewamy się w słońcu i snujemy kolejne górskie plany.
"Czas relaksu, relaksu, relaksu to czas..."
Świstowy w słońcu
Od lewej Jaworowe, Ostry Szczyt, a skrajnie z prawej Pośrednia Grań
Schronisko tuż tuż...
A tu widok z drogi prowadzącej do cywilizacji...
Trasa:
Stary Smokowiec Hrebienok 1285 m n.p.m. Staroleśna Polana Zbójnickie Schronisko 1960 m n.p.m. Mała Zbójnicka Bula - Świstowy Szczyt - Dzika Kotlina Zbójnickie Schronisko Hrebienok Stary Smokowiec