Co by tu robić w listopadową niedzielę?
Jedziemy do Koniakowa. Bynajmniej nie na kieliszek koniaka, bo słynie on z zupełnie czego innego - z koronek.
Celem jest Ochodzita, którą chcę odwiedzić jeszcze nie raz. Dotychczas załapaliśmy się tutaj na słaby zachód i nieco lepszy wschód słońca. Mam niedosyt, bo miejscówka ma potencjał, co można sprawdzić wpisując w wyszukiwarce "wschód zachód słońca Ochodzita".
Jak na zaawansowaną jesień dzień jest jeszcze całkiem ciepły ale wietrzny, a wiatr daje nadzieje na to, że może zdarzyć się niezły zachód słońca.
Parkujemy przy Karczmie Ochodzita i od razu kierujemy się na wierzchołek Ochodzitej.
Na południowym wschodzie falują szczyty i przełęcze Beskidu Żywieckeigo
Ławeczka z widokiem na wioski w dolinie
Na Ochodzitej nie brakuje spacerowiczów, pojawiają się pojedyncze osoby na rowerach i motorach ale największe zainteresowanie budzi facet na koniu, który powoli przechadza się po kopule szczytowej.
W dali wyłaniają się szczyty Małej Fatry, w tym charakterystyczny Wielki Rozsutec i Stoh
Niezły ubaw mają też dzieci, które turlają się po jeszcze suchej trawie z góry na dół.
Młodzież bawi się w najlepsze a ja czekam na zachód. Powoli światło zaczyna się ocieplać i pagórki w dali tworzą urocze wieloplany.
Tatry, które wcześniej były słabo widoczne zaczynają płonąć. Teraz z łatwością można rozpoznać poszczególne szczyty.
Gerlach, Wysoka, Kończysta, Hruby, Krywań...
Kiedy ja skupiam się na najwyższych górach na niebie dzieją się cuda. Wyczesane przez wiatr i podświetlone na pomarańczowo-czerwono chmury tworzą przepiękne obrazy.
Wieje coraz mocniej ale ludzie stoją i podziwiają niebo. Kto ma aparat robi zdjęcia, bo widok jest niecodzienny. Kiedy słońce chowa się za horyzontem zostają tylko najwytrwalsi i być może najcieplej ubrani. Kolory robią się mocniejsze i widok nadal jest niesamowity.
Na koniec schodzimy do karczmy i udajemy się na pyszną obiado-kolację.