Wysoka jest naprawdę wysoka - królowa Tatr zimą

Gdyby nie stopery do uszu chyba do rana nie zmróżylibyśmy oka. Na szczęście dobrze się wyspaliśmy i podczas gdy imprezowicze jeszcze chrapią wychodzimy z pokoju. Na jadalni pozostawili cały bajzel po nocnej bibie, krzątamy się więc ostrożnie by nie narobić hałasu.

Kiedy startujemy jest już widno a szczyty Grani Baszt świecą we wschodzącym słońcu. Jeszcze niedobudzeni leniwie podchodzimy na Wagę. Na miejscu zakładamy uprząż i wyciągamy sprzęt, który może być potrzebny. Zaczynamy podejście granią Ciężkiego Szczytu. Generalnie ten odcinek nie stanowi problemu ale jest jedno miejsce gdzie trzeba zastanowić się jak je bezpiecznie pokonać.

Po osiągnięciu pewnej wysokości przechodzimy w prawo na zbocze i zaczynamy trawersować. Jest nieźle wydeptane, więc nie mamy żadnego problemu z orientacją. Kiedy obserwowaliśmy wczoraj z Rysów jak idą tędy ludzie, wydawało się, że to wygodna ścieżka. Rzeczywistość jest inna. Teren jest stromy więc ważymy każdy krok.

Szybko dochodzimy do punktu, gdzie wczoraj wszyscy motali się najbardziej. Ten niewielki uskok trzeba pokonać stając na małej półce i z niej przejść wyżej. Szybko znajdujemy na niego sposób. Idę pierwsza, mocno wbijam czekan w podłoże, na którym mam stanąć i podciągam się do góry. Zrobiło mi się gorąco ale dałam radę! Teraz Grześ i podążamy dalej. Odtąd jest dużo łatwiej ale na rozluźnienie przyjdzie czas.

Według opisu należałoby w tym miejscu skierować się na Przełęcz pod Kogutkiem 2400 m n.p.m., lecz podejście nie wygląda przyjaźnie, poza tym "rządzi" tam spory nawis, który mógłby utrudnić nam życie. Kontynuujemy więc dalej przetartym wariantem i lądujemy na swego rodzaju balkonie w południowo-zachodniej grani Ciężkiego Szczytu, tuż poniżej Kogutka 2404 m n.p.m.

I tutaj zaskoczenie! Aby zejść ze skalnego "balkoniku" na stronę Smoczej Doliny musimy się nieźle pogimnastykować. Nie dość, że nie lubię łazić w rakach po skale to jeszcze powiewy wiatru i duży plecak mocno utrudniają sprawę.

Wyglądało nie ciekawie ale pokonujemy to miejsce nad wyraz sprawnie i stajemy na śniegu. Następnie kilkanaście metrów ciśniemy wprost do góry. Kusi nas podejście na Ciężki Szczyt 2520 m n.p.m., ale ostatecznie rezygnujemy z niego. Obawiamy się, że przez rosnącą temperaturę warunki mocno się pogorszą a przed nami wejście i zejście z Wysokiej. Poza tym bedzie po co kiedyś tutaj wrócić :)

Idziemy dalej, wygodnie poziomo po dobrze wydeptanych śladach, które doprowadzają nas do żlebu opadającego z Przełączki w Wysokiej 2515 m n.p.m. Teraz przed nami bardzo strome podejście pod ową przełęcz. Do góry idzie się dobrze, śnieg jest idealny dla raków, ale ręce bolą od mocnego wbijania czekana.

Pod przełęczą mijamy się z dwoma osobami, oni idą na wyższy południowy wierzchołek a my na ten z krzyżem.

Bardzo ostrożnie dochodzimy do stalowych uchwytów, przy ich pomocy przechodzimy na lewo, po czym po śniegu do samej góry. Jeszcze kilka metrów granią i stajemy przy krzyżu na wysokości 2547 m n.p.m.

Wysoka jest na prawdę wysoka. Tylko nieliczne szczyty, w tym Gerlach, wyglądają na potężniejsze. Natomiast Rysy, której z polskiej strony robią wrażenie, stąd wydają się nieciekawym pagórkiem. A panorama... jedna z najrozleglejszych i najpiękniejszych jakie widziałam w Tatrach. Pogodę mamy wspaniałą i z przyjemnością posiedzimy tutaj dłużej. Jesteśmy tylko my, dwaj koledzy na drugim wierzchołku, słońce, wiatr i góry... Tutaj można poczuć, że świat leży nam u stóp.

Z puszki szczytowej wyjmujemy przemoczoną książkę, lecz nie ma pisadła. Na szczęście w plecaku, jak to w damskiej torebce, mam różne rzeczy :) Jest i długopis. W ostatnim czasie dokonano tu sporo wpisów. Umieszczamy swój i kierujemy się z powrotem pod przełączkę.

Panorama w kierunku południowym

i na północnowschodnim

Zejście jest trochę trudniejsze, toteż schodzenie tyłem okazuje się idealnym rozwiązaniem. Z okolicy przełączki widzimy jak grupa ludzi podchodzi teraz żlebem. Są dość nisko, więc jeszcze jakiś czas mamy górę tylko dla siebie.

Żeby przejść na drugi wierzchołek Wysokiej musimy wdrapać się na przełączkę. Między wystającymi kamieniami jest niewiele śniegu i nie ma do czego wbić czekana. Grzesiek szybko pociska do góry a ja męczę się próbując znaleźć odpowiednie chwyty i stopnie. W końcu on podaje mi rękę i możemy iść dalej.

Teraz idziemy niesamowitym terenem. Jest łatwo ale bardzo mi się podoba :) Idąc lekko do góry okrążamy południowy wierzchołek od północnego-wschodu oraz od południa i wdrapujemy się na jego najwyższy punkt. Jakbyśmy szli na mini kopiec z tym, że można polecieć bardzo daleko w dół. Ciekawe jak wygląda to miejsce kiedy nie ma śniegu i jakie są trudności. Chwilę kręcimy się po szczycie, robię obowiązkowe panoramy i zaczynamy schodzić.

 

Wejście na przełączkę przyspożyło nam sporo problemu, więc nawet nie chcę myśleć o zejściu. Tu jest stromo jak cholera! Ale po co nosimy linę? Korzystamy z umocowanej tam pętli i zjeżdżamy około 30 metrów w dół, pokonując tym samym najgorsze miejsce.

Pakujemy manele i powoli schodzimy żlebem do Złomiskowej Zatoki. Schodząc zaliczamy po upadku, ale to nic, hamowanie czekanem jest całkiem przyjemne a przy okazji nabieramy pewności, że mamy ten manewr wyćwiczony.

Opuszczamy żleb i kierujemy się na Siarkańską Przełęcz 2223 m n.p.m. Słońce grzeje tak mocno, że co chwilę zapadamy się po kolana i mimo iż to łatwiejszy teren trzeba uważać by na koniec nie zrobić sobie krzywdy. W okolicy przełęczy robimy odpoczynek i ściągamy ciepłe ciuchy. Wypijamy resztki herbaty choć jeszcze kawał drogi przed nami. Dobrze, że śniegu jest pod dostatkiem i w razie pragnienia będziemy mieli co wyjadać ;)

Uwagę przykuwa Kończysta, która moim zdaniem wygląda z tej perspektywy dużo lepiej niż od południa. Ładnie prezentuje się szerokie siodło Stwolskiej Przełęczy 2168 m n.p.m. Jest tyle szczytów w około i każdy do zdobycia :)

Dolina Złomisk, do której podążamy jest ogromna i ma wiele pięter. Idziemy i końca nie widać.

Kiedy docieramy do Schroniska przy Popradzkim Stawie padamy z nóg. W końcu możemy zdjąć ciężkie plecaki, raki, stuptuty i usiąść na przyjemnie ciepłej drewnianej ławce. Po takiej wyrypie cieszą najbanalniejsze rzeczy i docenia się drobiazgi. W końcu mogę powiedzieć, że się udało, bo cytując wielkiego austriackiego alpinistę Kurta Diembergera "Góra należy do ciebie dopiero, gdy z niej zejdziesz; przedtem to ty należysz do góry". I tego się trzymam.

 

Trasa:

Schronisko pod Wagą 2250 m n.p.m. czerwony Przełęcz Waga 2340 m n.p.m. - Droga przez Pazdury i Ławicę - Wysoka 2547 m n.p.m. - Wysoka 2560 m n.p.m. - Siarkańska Przełęcz 2223 m n.p.m. - Dolina Złomisk - Schronisko przy Popradzkim Stawie 1494 m n.p.m. niebieski Szczyrbskie Jezioro