Bardzo lubię tatrzańskie lato, gdy trawy są zielone a woda stawów lazurowa. Dni są długie, skała sucha i można zaplanować najdłuższe i najbardziej zwariowane wycieczki. Niestety lato w Tatrach jest krótkie, bo kiedy ledwo ustąpią stare śniegi, a człowiek dopiero co rozpędzi się z planami, to robi się chłodno. Na szczęście, zanim zrobi się nieprzyjemnie zimno i mokro, lecz jeszcze nie śnieżnie, czysto biało i mroźnie, nastaje jesień. Przy dobrych wiatrach tatrzańska jesień może być sucha i kolorowa a przez to niewiarygodnie piękna. Od lata lepsza nawet.
Trafiliśmy na nią już kilka razy i teraz znowu się udało... :)
Przyjeżdżamy na Słowację po 22:00. Zajmujemy miejsce na parkingu w Szczyrbskim i korzystając z ładnego wieczoru udajemy się nad jezioro. Alejki wokół niego świecą pustkami natomiast w pobliskim hotelu słychać rozbawionych gości. Męskie "Ha ha" i damskie "Hi hi' robrzmiewają w około mącąc ciszę.
Robię kilka nocnych zdjęć po czym wracamy do auta. Dziś śpimy tutaj. Wolę to niż wstawanie o 1-2 w nocy by dotrzeć tu na 4-5 rano.
Szczyrbskie Jezioro nocą
Na szlak ruszamy o 4:50. Mijamy ostatnie zabudowania i wchodzimy do lasu. Jest tak ciemno, że nikt za nic na świecie nie namówiłby mnie bym szła w takich warunkach sama przez las. No way! Na szczęście jest nas dwoje i moja wyobraźnia nie ma szans rozwinąć skrzydeł.
Dnieje kiedy jesteśmy już w kosówce. Na niebie nie ma ani jednej chmurki. Widać, że dzień będzie ładny. I wszystko byłoby super gdyby nie to, że dopada mnie ból brzucha. Do tego oblewa mnie zimny pot i czuję, że zaraz zemdleję. Niech to szlag! Jesteśmy załamani. Zapowiada się świetna pogoda a my mielibyśmy wracać!?
Co to to nie! Nie odpuszczę tak łatwo! Ładuję w siebie konkretną dawkę "leków na wszystko" i zobaczymy co będzie, nie mam nic do stracenia. Ustalamy, że spróbuję dojść do wodospadu a tam zdecydujemy co dalej.
Snuję się powoli, głęboko oddycham i czuję, że się poprawia. Podchodzimy pod Skok ale jeszcze nic nie mówię, bo nie chcę zapeszać. Idę dalej.
Przy stawie robimy postój. Dochodzi do nas niewielka grupa Słowaków, mijają nas bez słowa i kierują się wgłąb doliny. Zaopatrzeni są w szpej i liny, ciekawe co będą łoić? My jemy śniadanie i po krótkim odpoczynku ruszamy za nimi.
Próg, z którego opada Wodospad Skok
Dolina jeszcze w cieniu a granie już się opalają
Na poziomych odcinkach szlaku mocno przyspieszamy, sprawnie pokonujemy kolejne progi doliny i niemal równo ze słońcem docieramy na brzeg Capiego Stawu. Zatrzymujemy się tutaj na chwilę i doczytujemy opis drogi na nasz pierwszy szczyt.
Idziemy zgodnie ze sugestiami autora, czyli szlakiem a tym samym zachodnim brzegiem Capiego Stawu. Kusiło nas przejście wschodnim, bo byłoby ewidentnie krócej, ale najprawdopodobniej z jakichś powodów ta opcja nie jest brana pod uwagę w naszych źródłach.
Kiedy żółty szlak zaczyna piąć się lekko w górę my odbijamy w prawo i po złomach dochodzimy na próg Kolistego Stawu. Widok z nawyższego piętra Doliny Młynickiej jest wspaniały. Capi Staw z tej perspektywy bardzo zyskał na urodzie. Dobrze widać całą Grań Soliska (nasz cel na przyszły rok). Ani trochę nie żałujemy, że poszliśmy dłuższą drogą.
Następnie wbijamy się w porośniete trawą zbocze, gdzie wyraźną ścieżką poprowadzoną zakosami wznosimy się coraz wyżej aż docieramy do kruchego kamienistego żlebu. Wchodzimy do niego tylko po to by go przejść i dalej okopczykowaną percią podążamy w górę.
Okrążamy Capi Staw, ponad nim grań od Hrubego Wierchu do Szczyrbskiego Szczytu
Widok na Capi Staw i Grań Soliska
Ten fragment drogi jest nudny i bardzo nam się dłuży. W końcu na horyzoncie pojawia się niewielkie siodełko, które oferuje pierwsze rozległe widoki na całą Dolinę Młynicką. Przystajemy tu na moment, strzelamy kilka zdjęć i ciśniemy dalej.
Na siodełku
Hruby Wierch i jego grań widziane z siodełka, w dole Kolisty Staw
Robimy kilka kroków i okazuje się, że jesteśmy tuż pod szczytem, więc czym prędzej na niego wbiegamy.
Nareszcie tu jesteśmy, w końcu weszliśmy na ten Szczyrbski. Ostatnio śnił nam sie po nocach. Każdy plan wejścia na niego kończył się fiaskiem, zawsze coś stawało na przeszkodzie. Jak widać co się odwlecze to nie uciecze, a czekanie wynagrodziło nam dodatkowo to, że mamy go w tak pięknych okolicznościach przyrody :)
Pierwsze emocje gasi nam mocny chłodny wiatr. Usadawiamy się więc w osłoniętym miejscu i delektujemy chwilą.
Droga na szczyt usłana głazami :)
Widok na grań Hruby-Szczyrbski, wydaje się do przejścia :)
Capi i Kolisty Staw widziane ze Szczyrbskiego Szczytu
Dolina z góry, z lewej Szatan
I zbliżenie na Staw nad Skokiem i Szczyrbskie Jezioro
Jak zawsze w takich chwilach i miejscach czujemy się szczęśliwi i spełnieni. Chciałoby się tu zostać dłużej i jak zawsze nie da rady, bo kiedyś trzeba wracać.
Ubieramy się cieplej i wyskakujemy z kryjówki by porobić trochę zdjęć. Od razu idzie w ruch "panoramowanie" i mam nadzieję, że po klejeniu wyjdzie mi z tego coś ciekawego bo widoki mamy kapitalne.
Panorama od Mięguszy po Krywań
i od Skrajnego Soliska po Rysy
Wspomniana ekipa Słowaków na Grani Soliska
Grań Soliska i Capi Staw w dole
Przy tabliczce szczytowej
I wpis do zeszytu :)
Kopczyk na Szczyrbskim Szczycie
Zbliżenie na Cięzki Szczyt, Wysoką i Smoczy - Widać też Chatę pod Rysami
Koprowe Czuby i Wielki Staw Hińczowy
Nad nimi Szczyty Mięguszowieckie
Na środku kadru poniżej Wysokiej nasz kolejny cel - Hlińska Turnia
Zbliżenie grani na Hllińską, którą dzisiaj pójdziemy. Wyceniona jest na I i wygląda całkiem przyjaźnie, jak będzie niebawem się przekonamy.
Zakładamy uprzęże i wyciągamy rzeczy, które mogą być potrzebne. Resztę ładujemy do plecaków łącznie z kurtkami bo już na samą myśl o dalszej drodze robi nam sie cieplej.
Przed nami grań Szczyrbski-Hlińska. Czytaliśmy na jej temat różne, często skrajne opinie. Jedni pisali, że spoko i bez liny z palcem w d.... da się przejść, natomiast inni, że bez liny ani rusz i w ogóle najlepiej jeśli ktoś leszczem to sobie darować bo krucho w tym rejonie.
Nie spróbujemy to się nie przekonamy jak jest naprawdę.
Ruszamy więc przed siebie na wschód bezpośrednio ze szczytu. I tu na starcie zostajemy zablokowani bardziej chyba psychicznie. Zejście ściśle granią wydaje się zbyt strome i do tego nie widać niczego poniżej. Przymierzamy się do pokonania tego miejsca na różne sposoby ale nie puszcza. Oczywiście, że mamy linę ale kto by ją wyciagał w jedynkowym (I) terenie, no i w ogóle po co my ją taszczymy?
Po krótkiej wymianie zdań decydujemy, że ominiemy to miejsce niżej. Wracamy na wierzchołek i nieco poniżej niego zaczynamy trawersować południową ścianę. Początek jest w porządku ale czym dalej się zapuszczamy tym więcej mamy wątpliwości czy to słuszna decyzja.
Ostrożnie pokonujemy pochyłe płyty i niewielkie kominki. Miejscami próbujemy po trawkach ale są tak wyczesane i wygładzone przez ostatni śnieg, że tu w mocno nachylonym terenie strach na nich stawać.
Jakoś docieramy do grani, nieco poniżej tego fragmentu, który ominęliśmy. Z dołu również nie wygląda zachęcająco ale lepiej. I gdybyśmy szli w przeciwnym kierunku to pewnie targalibyśmy tędy.
Trudny początek grani Szczyrbski-Hlińska
Pochyłe płyty... zdjęcie nie oddaje charakteru terenu, nie widać stromizny
Od tej pory nie opuszczamy rejonu grani ale nie mogę napisać, że ściśle nią idziemy. Napotkać tu można skalne zęby tak wielkie, że walka z nimi mogłaby zakończyć się tragicznie. Oczywiście możnaby pokusić się o hasanie po nich, z tym, że trzeba być na to przygotowanym fizycznie i mentalnie.
My nie zamierzamy się z nimi użerać i wykorzystujemy dostępne w ich rejonie obejścia. Omijamy je głównie po stronie północnej gdzie życie utrudnia nam pozostały po ostatnich opadach stwardniały śnieg i lód. W rezultacie dość sprawnie udaje nam się ominąć najgorsze fragmenty i dalej podążamy już ściśle granią po suchej skale.
Po chwili napotykamy dość ciekawe miejsce. Przed nami ogromny lekko pochyły głaz. Ale żeby się tam dostać musimy się trochę pogimnastykować na zastanym zębie skalnym. Niby wygląda on spoko, ale dla mnie dość niskiej osoby okazuje się swego rodzaju wyzwaniem. Montuję się na nim i koło niego dłuższą chwilę a ostatecznie dziurę między nim a tym pochyłym kamolem pokonuję odważnym wielkim krokiem.
Kombinacje na wspomnianym ząbku
I już na pochyłej skale
Dalsza droga jest dość zróżnicowana, ale nie stanowi większego kłopotu. Największym utrudnieniem jest wszechobecna kruszyzna, która miejscami jest niewiarygodna.
Naszą uwagę przykuwa zwłaszcza jeden bardzo wąski głaz, który chyba niedawno został zbeszczeszczony przez siły natury. Widać, że jego południowa strona jest świeżo odłamana (świeżo w geologi to może być chyba kilka lub kilkanaście lat... ?).
Hlińska Turnia coraz bliżej
Tuż przed Młynicką Przełęczą - widok na dolinę
Najciekawsza skała jaką do tej pory spotkaliśmy na tej grani
Hlińska Turnia i Wielka Capia Turnia na wyciągnięcie ręki
Jeszcze kilka minut schodzimy w dół po mniej lub bardziej przyjemnych skałach aż docieramy na Młynicką Przełęcz. Miejsca nie jest tu za wiele ale dla nas dwojga w sam raz.
Zrzucamy tylko plecaki, które tu zostawiamy, uzupełniamy płyny i ruszamy dalej granią w kierunku Hlińskiej Turni.
Grań od przełeczy na Hllińską Turnie ma być łatwiejsza. Ogólnie rzecz biorąc tak jest ale napotykamy kilka miejsc, które wymagają więcej uwagi i ostrożności. Jednak odpychające skały, których trzeba się mocniej chwicić i przewinąć na ich drugą stroną są niczym w stosunku do 2 metrowej ścianki, na którą wpakowuję się (bez asekuracji!) na własne życzenie. A to wszystko przez chęć hasania ściśle granią wszędzie gdzie wydaje się to możliwe.
Ścianka z dołu wydaje się całkiem fajna ale w połowie jej wysokości okazuje się, że nie da się z niej zejść by bezpiecznie wrócić na wygodniejszą drogę, którą wybrał Grzesiek. Może ktoś wyższy dałby radę, ale ja nie. Wobec tego zostałam zmuszona do wykrzesania wszystkich sił ze swoich łapek i wspięcie się wyżej.
No i muszę przyznać, że trochę się obawiałam jak się to skończy ale siarczyste przekleństwa, które w takich chwilach zawsze mi towarzyszą pomogły :)
Czym bliżej szczytu grań robi się szersza i łatwiejsza. Szybko osiągamy wierzchołek Hlińskiej, który jest początkiem wspaniałej Grani Baszt. Widoki są niemal identyczne jak te ze Szczyrbskiego Szczytu a jednak zupełnie inne.
Grań Baszt mamy centralnie przed sobą a Wielka Capia Turnia pokazała swoje łagodniejsze oblicze i wydaje się być bardziej dostępna. Gdyby nie późna pora kto wie czy by nas tam wywiało.
Tuż przed szczytem Hlińskiej Turni
Grań Baszt od północy
Dolina Hińczowa - a ponad nią od lewej Miegusze, Wołowy Grzbiet i Rysy
Gerlach
Panorama z Hlińskiej Turni na południowy-wschód...
...i południowy-zachód
Czerwone Czerwone Wierchy i Kopy Liptowskie
Na Hlińskiej Turni - za mną Szczyrbski Szczyt, z którego przyszliśmy
W tle Grań Soliska
Zbliżenie na Rysy, Wysoką i Gerlach
Skrajne Solisko z krzyżem a w dali Tatry Niżne
Pozachwycaliśmy się widokami więc czas wracać. Teraz kiedy już znamy ten fragment grani popylamy nią dużo szybciej, omijając kłopotliwe miejsca.
Po niespełna 30 minutach stajemy na Młynickiej Przełęczy. Jesteśmy głodni i zmęczeni, toteż odpoczywając napychamy brzuchy resztkami jedzenia. Po posiłku leży nam się tak błogo, że nie chce się nawet palcem kiwnąć.
Niestety w końcu trzeba się zebrać bo jesteśmy wciąż bardzo wysoko a przed nami długa droga powrotna.
Kolejka na Koprowy - jak dobrze, że nas tam nie ma :)))
Z przełęczy aż kusi być skrócić sobie po trawkach i tak też robimy. Nie idzie się łatwo ale brniemy dalej do momentu aż Grzesiek zalicza kilkumetrowy ślizg w dół. Na szczęście nic mu się nie stało, bo jakimś cudem wyhamował. Szybko zebrał się do kupy i woła do mnie bym wracała na skały bo trawami jest przerąbanie ślisko.
Czekam na niego po czym razem podchodzimy kawałek do góry by wejść na stabilniejszy grunt. Od tej pory trawersując zbocze Szczyrbskiego szukamy wygodnego zejścia.
Jest lepiej niż na trawie lecz dla odmiany krucho jak cholera. "Wygodniej" robi się dopiero po zejściu do Koziego Kotła, który usłany jest wielkimi głazami.
Dawno nie poleciało z naszych ust tyle przekleńst co dzisiaj podczas zejścia z Młynickiej Przełęczy do szlaku. Ale kto powiedział, że będzie łatwo, miło i przyjemnie. Choć to ostatnie mimo wszystko miało tu zastosowanie :)
Dobiliśmy do szlaku... nareszcie! Od teraz można zluzować w głowie, bo po "chodniku" nogi poniosą nas same.
Hlińska Turnia widziana ze zbocza Szczyrbskiego Szczytu, z prawej Capia Turnia
Dumny Szczyrbski i niepozorna Hlińska
A oto żleb, którym pewnego razu zimą podchodziliśmy na Szatanią Przełęcz. Stoję, patrzę na niego i nie daję wiary, że tam można jakoś wleźć...
Staw nad Skokiem tuz tuż...
Wodospad Skok - w słońcu Grań Baszt
To był jeden z najwspanialszych jesiennych dni w Tatrach. Poznaliśmy ciekawy rejon i po raz kolejny przekonaliśmy się, że łażenie graniami ma same plusy dodatnie.
Już nie mogę doczekać się kolejnej wyprawy w podobnym klimacie. A tutaj na pewno kiedyś wrócimy bo Capia Turnia i inne niezdobyte szczyty Grani Baszt czekają :)
Tak zakończył się ten dzień. Sam zachód słońca i to co było po nim sprawiał, że ludzie zatrzymywali się na poboczu drogi by robić zdjęcia
Trasa:
Szczyrbskie Jezioro Młynicka Dolina, Staw nad Skokiem 1801 m n.p.m.
Capi Staw 2072 m n.p.m. - Szczyrbski Szczyt Młynicka Przełęcz - Hlińska Turnia - Młynicka Przełęcz -
Szczyrbskie Jezioro